Nowy konflikt w polsko-żydowskim sporze o historię

Nowy konflikt w polsko-żydowskim sporze o historię
Nowy konflikt w polsko-żydowskim sporze o historię

„Dalej jest noc” to jedna z najgłośniejszych publikacji ubiegłego roku. Dwutomowe dzieło - efekt kilkuletnich badań prowadzonych przez dziewięciu naukowców w różnych regionach Polski dowodzi bolesnej prawdy: Polacy byli w czasie wojny nie tylko ofiarami, lecz także świadkami, a czasem i oprawcami. (Newsweek)

Czy Polacy mordowali Żydów? "Wymowa liczb jest nieubłagana", ale wojenna rzeczywistość to nie "pedagogika wstydu". (wyborcza.pl)

Badania dotyczą trzeciej fazy Holokaustu, począwszy od 1943 roku, gdy getta były już zlikwidowane, ich mieszkańcy wywiezieni do obozów zagłady. Nieliczni Żydzi, którym udało się zbiec z transportów i obozów lub przeżyć egzekucje i wydobyć się z masowych grobów, wracali do rodzinnych wsi i miasteczek, szukając u sąsiadów pomocy.

Proporcja porażki do sukcesu w poszukiwaniu ratunku wynosiła 2:1 – twierdziła prof. Barbara Engelking w rozmowie z „Newsweekiem”, który książkę opisał jako pierwszy. W badanym przez nią powiecie (Bielsk Podlaski) było 15 gett zamieszkanych przez 40 tys. osób. Szacuje się, że masową eksterminację zdołało przetrwać od 1300 do 2000 Żydów. Badaczka dotarła do 974 indywidualnych historii uciekinierów znanych z imienia i nazwiska. Z tej grupy końca wojny doczekały 322 osoby. – To oznacza, że 62,4 proc. szukających pomocy Żydów zginęło – mówiła badaczka.

Takie ustalenia nie mogły spodobać się obecnym władzom, które usiłują forsować szkołę historii, której Polska zawsze ma rację. Efekt? Książkę i jej autorów zaatakowano właśnie na dwóch frontach. Pierwszy to personalny atak w TVP, prawicowej prasie i podczas poświęconej zagładzie Żydów ubiegłotygodniowej konferencji naukowej w École des hautes études en sciences sociales w Paryżu. Tamtejsza Polonia i działacze lokalnych Klubów „Gazety Polskiej” zakłócili przebieg sympozjum wyzywali prelegentów, a Grabowskiego określono mianem „parcha”.

Drugi atak przypuścili pracownicy IPN. Ci od ponad tygodnia usiłują dyskredytować badania autorów w wydawanym przez Instytut Biuletynie. Tyle, że jak twierdzi profesor Grabowski, przedstawiane przez nich zarzuty są pisane na polityczne zamówienie i zupełnie nieprawdziwe.

W przesłanej do redakcji notatce punktuje zarzuty zawarte w IPN-owskim periodyku, a działania instytutu nazywa „dziełem urzędnika wykonującego polecenie służbowe”.

Dowód? Pracownik IPN ma pretensje za przedstawienie przedwojennych stosunków polsko-żydowskich w końcu lat trzydziestych w czarnych barwach. Podobnie jak stwierdzenie, że wybuch wojny zastał społeczność żydowską zepchniętą do głębokiej defensywy, a przemoc wobec Żydów, tak wyraźna w końcu lat trzydziestych, miała niebawem spotęgować się wraz z nadejściem Niemców. Tak jakby zapomniał o gettach ławkowych, czy przedwojennych raportach polskiej policji, sprawozdaniach starostów i rozpaczliwych opisach sytuacji wspólnot żydowskich spływające w końcu lat 30.

Z drugiej strony uważa, że książka nie zajmuje się wszystkimi aspektami życia Polaków pod okupacją i nie podkreśla tego w jak ciężkich warunkach przyszło im żyć. Ale podobny zarzut można postawić niemal każdej pracy historycznej. Monografia uwzględniająca wszystkie aspekty danego czasu zmieniłaby się w encyklopedię. Dlatego autorzy wszelkich monografii odsyłają czytelnika zainteresowanego innymi zagadnieniami do właściwej literatury.

Kolejne zarzuty adresowane przez IPN również sprowadzają się do uogólnień. Ot, choćby próba negowania przez pracownika IPN roli złożonej z Polaków tzw. granatowej policji w wyłapywaniu Żydów. „Można odnieść wrażenie, że autorzy rozmyślnie nie umieszczają w książce żadnego komentarza dotyczącego niemieckiej proweniencji tej formacji. Pozornie posługując się przede wszystkim nazwą nadaną jej przez Niemców (Polnische Polizei – Policja Polska” - pisze pracownik Instytutu.

Prof. Grabowski podkreśla jednak, że takie postawienie sprawy zaprzecza faktom – choćby opisom zawartym w cudem ocałałym archiwum warszawskiego getta. „Ludzie ci mieli na sumieniu śmierć setek tysięcy polskich Żydów” - pisał twórca archiwum Emanuel Ringelblum, cytowany przez współautora „Dalej jest noc”. Co więcej, jak pisze – opierając się na materiałach źródłowych prof. Grabowski – zdarzało się, że polscy policjanci dostarczali Żydów, na furmankach, bezpośrednio do bram obozu zagłady. „Podajemy mnóstwo przykładów kiedy to polscy policjanci mordowali Żydów z własnej woli, bez udziału i bez wiedzy Niemców. Podobnie - choć na mniejszą skalę - rzecz się miała z brygadami Ochotniczych Straż Pożarnych, jak na przykład tej w Węgrowie gdzie - aby odwołać się do świetnie poinformowanego polskiego burmistrza - strażacy włączyli się w akcję likwidacyjną getta w własnej woli, bez żadnego niemieckiego rozkazu czy zachęty” - pisze Grabowski podając nazwy konkretnych miejscowości, takich jak Stoczek, Międzyrzecz, Biała Podlaska.

Mało tego, jak zaznacza prof. Grabowski pracownicy IPN krytykują książkę już za to, że ośmiela się zwrócić uwagę na to, że nie wszyscy Polacy zachowywali się bohatersko, bo z góry zakładają, że „za okupacji Polacy nikomu zła nie wyrządzali - bo jak wyrządzali, to automatycznie przestawali być

Sęk w tym, że takie uogólnianie nie jest prawdziwe, a IPN usiłuje – jak twierdzi prof. Grabowski – pominąć fakt, że w administracji okupowanej Polski , to na poziomie „powiatowym” i wiejskim (a to przecież teren badawczy autorów „Dalej jest noc”) Polacy jednak uczestniczyli. –Niemiecki system okupacyjny – o czym wiedzą historycy wszystkich krajów okupowanej Europy starał się, tam gdzie służyło to interesom okupanta lub też tam gdzie nie było to dla niego zbyt istotne - angażować i kooptować w miarę możności siły miejscowe. Weźmy dla przykładu polską administrację sądową podczas wojny. Istniała wówczas nietknięta sieć sądów grodzkich, okręgowych, apelacyjnych, w których, w dziesiątkach tysięcy spraw - tak karnych jak i cywilnych - orzekali polscy sędziowie, oskarżali polscy prokuratorzy i bronili polscy adwokaci - a wszystko razem w oparciu o przedwojenne polskie prawodawstwo. Polskie sądy orzekały również w sprawach „żydowskich” i orzecznictwo to nie było dla polskich Żydów obojętne – tłumaczy prof. Grabowski.

(Newsweek)