Nieustająca aktualność Tory (Pinchas)

Komentarze Stanisława Krajewskiego do Tory

prof. Stanisław Krajewski w Tatrach

Stanisław Krajewski w Tatrach

W ubiegłym tygodniu w synagogach czytany był długi fragment, a mianowicie rozdziały 25 (od wersetu 10) – 29 Księgi Liczb. Na początku czytamy tam opis niezmiernie bulwersującego epizodu. Pinchas przebił dzidą Zimriego i jego midianicką kochankę Kozbi, którzy na oczach wszystkich weszli do namiotu w niedwuznacznych zamiarach. Trzeba dodać, że oboje pochodzili z najwyższych sfer swoich społeczności, stanowili więc przykład dla innych. A takie zachowania były wówczas powszechne i, co gorsza, łączyły się z akceptacją przez Izraelitów kultu lokalnego boga. Wedle Tory była to umyślna akcja wysyłania kobiet z moabickich i midianickich w celu nawrócenia Żydów na wiarę w Baal-Peora. W wyniku czynu Pinchasa ustała plaga, gnębiąca lud, z powodu której umarły już tysiące. Widzimy więc styczność owej sytuacji z naszą obecną epidemią, ale oczywiście sposób jej powstrzymania jest nie do powtórzenia – zarówno z przyczyn merytorycznych, bo nie wierzymy, że choroba jest karą, jak i etycznych, bo wydaje się, że mamy do czynienia z morderstwem. Tymczasem Tora z emfazą pochwala czyn Pinchasa. W nagrodę otrzymał on „przymierze pokoju” i „kapłaństwo na wieki” (Lb 25, 12-13), czyli najprawdopodobniej dziedziczny tytuł arcykapłana. Dlaczego? Czy to jest pochwała linczu?

Tradycja rabiniczna z jednej strony przyjmuje relację Tory, ale z drugiej ogranicza ją tak, żeby nie mogła służyć za wzór do naśladowania. Mówi się więc, że gdyby dokonał swego czynu chwilę wcześniej lub chwilę później, byłby winny morderstwa; gdyby spytał sąd o to, czy może zabić, dostałby odpowiedź odmowną; a gdyby Zimri zdołał zabić Pinchasa, byłby niewinny jako ktoś, kto działa w samoobronie. Dodatkowo podkreśla się, że intencje Pinchasa były czyste, był bowiem zupełnie wyjątkowym człowiekiem, który działał z determinacją, ale bez złych uczuć i bez osobistego interesu. Normalnie nie pozwalamy, rzecz jasna, aby ktokolwiek brał sprawiedliwość w swoje ręce. Nawet w świetle tych rozważań nie jest jasne, czego nas uczy ta historia. Rabin Jonathan Sacks proponuje, ażeby uświadomić sobie różnicę między działaniem moralnym a politycznym. To pierwsze musi być zgodne z zasadami, to drugie musi brać pod uwagę konsekwencje, również długofalowe. Z perspektywy moralnej każde życie musi być bronione, ale decyzja polityczna musi czasem wybierać między dopuszczeniem do śmierci jednych po to, by ochronić innych. W naszej obecnej pandemii lockdown jest próbą ochrony życia każdego mieszkańca, ale jego negatywne konsekwencje też uderzają w ludzi i mogą prowadzić nawet do śmierci, a zatem rozwiązanie szwedzkie, czyli tylko częściowe i ograniczone zamrożenie życia, może się wydawać politycznie lepsze. Nie ma łatwego rozwiązania, polityk z reguły wybiera raczej mniejsze zło. Tym bardziej czyni tak dowódca wojskowy, który wie, że niezależnie do decyzji w walce straci wielu żołnierzy. A nieraz nie jest jasne, które zło jest mniejsze.

Pinchas działał jako polityk. My na ogół działamy jako jednostki. Jednak niektórzy z nas są politykami. A nadto – czy naprawdę rozróżnienie między perspektywą moralną a polityczną jest łatwe do stosowania? Przecież wszyscy mamy opinie w sprawach politycznych, czyli stawiamy się w sytuacji polityka decydenta. Jest tak zwłaszcza w czasie wyborów. Nie łamiąc ciszy wyborczej, chciałbym wspomnieć o sprawie, która była istotna w czasie jednego z poprzednich głosowań. Sprawa przyjmowania uchodźców była kiedyś kluczowa, również w Polsce, gdzie uchodźców jest bardzo mało. Otóż z perspektywy moralnej jest jasne, że trzeba pomóc osobie, która jest w tak wielkiej potrzebie, jak większość uchodźców. Sytuacja komplikuje się, gdy takich osób jest dużo. W pewnym momencie skala powoduje różnicę jakościową. Kiedy jest „dużo”, tzn. za dużo? Rozważmy rzecz konkretnie. Przyjęcie 100 uchodźców wydaje się niezauważalne w skali Polski. Przyjęcie 100 tysięcy jest już zauważalne, ale wykonalne, bo takiego rzędu liczba Czeczeńców – zresztą muzułmanów – przewinęła się przez Polskę w latach 1990. Przyjęcie 100 milionów jest niewyobrażalne, bo zdruzgotałoby ustalone struktury społeczne. Ta ostatnia liczba jest teoretyczna. Służy tylko temu, żeby wskazać, że dla każdego istnieje granica, poza którą moralne zasady tracą moc, bo inne względy zaczynają dominować. Morał z tego jest taki, że różnimy się między sobą w kwestii, gdzie przebiega ta granica, ale nie różnimy się co do sprawy bardziej podstawowej, czyli faktu istnienia granicy. Być może jest tak z wieloma innymi politycznymi sprawami, które nas dzielą. Wbrew częstemu teraz, nie tylko w Polsce, przekonaniu, że „my” jesteśmy moralni, a „oni” nie, w gruncie rzeczy tak bardzo się nie różnimy.

Rabin Sacks dodaje jeszcze jeden element do rozróżnienia tego, co polityczne, od sfery moralności. Gdy polityka i moralność oddalają się od siebie zanadto, grozi niebezpieczeństwo: „polityka staje się amoralna, a w konsekwencji skorumpowana. To dlatego powstała instytucja proroctwa. Prorocy wymagają od polityków odpowiedzialności moralnej.” Czy wskazówka Sacksa stosuje się tylko do dziejów biblijnych, czy też do późniejszej historii Żydów, czy do wszystkich? Czy pojawiają się wśród nas prorocy, a przynajmniej ludzie, którzy mają coś wspólnego z prorokami? Myślę, że tak. Pozwolę sobie wspomnieć o trzech, których znałem: Jacek Kuroń, Karol Modzelewski, Stanisław Musiał.