Człowiek roku: Zbigniew Nosowski

To najważniejsze nazwisko w polskim Kościele w 2020 roku

Człowiek roku: Zbigniew Nosowski

Fot: MACIEJ ZIENKIEWICZ DLA „TP”

Źródło: Tygodnik Powszechny 28 XII 2020

Artur Sporniak

Zbigniew Nosowski ma 59 lat. Jest dziennikarzem, publicystą, redaktorem naczelnym kwartalnika „Więź”, który współtworzy myślenie o polskim katolicyzmie. Już pod koniec lat 70. XX w. zakładał wraz z żoną pierwszą w Otwocku, gdzie mieszka, wspólnotę ruchu oazowego. Potem angażował się w tworzenie wspólnoty dla osób upośledzonych umysłowo ruchu Wiara i Światło. Po transformacji współorganizował zjazdy gnieźnieńskie i działał na rzecz dialogu polsko-żydowskiego. Jako działacz katolicki był doceniany przez kościelnych decydentów. W latach 2002-08 był konsultorem w Papieskiej Radzie ds. Świeckich. Dwukrotnie (w 2001 i 2005 r.) jeździł na Synod Biskupów jako audytor.

Można by powiedzieć, że to wzorcowy przykład osoby świeckiej w Kościele. Potwierdza to zwłaszcza ostatnia dekada. Ujawniane nadużycia seksualne wobec małoletnich sprawiły, że jego wierność Kościołowi stawała się coraz bardziej krytyczna („Krytyczna wierność” to tytuł jednej z książek Nosowskiego). Z czasem stał się najbardziej wnikliwym i skutecznym tropicielem patologicznych mechanizmów w polskim Kościele. Opisywał sprawy dotyczące abp. Głódzia i bp. Szkodonia. Przełomowe okazały się jego artykuły poświęcone bp. Janiakowi. Ostatnio publikuje cykl o nadużyciach w archidiecezji szczecińsko-kamieńskiej.

„Okazuje się, że bez upublicznienia nie ma szans na rozwiązywanie pewnych spraw w Kościele” – tłumaczył na naszych łamach. ©℗

Zbigniew Nosowski: Umiera na naszych oczach pewna forma funkcjonowania Kościoła w Polsce. Ale koniec epoki to nie koniec świata.

Ostatnio sporo mówię i pisuję o nadziei bez optymizmu. Minęły (bezpowrotnie?) czasy, gdy byłem niepoprawnym optymistą. Skończyła się też epoka nadziei łatwo znajdującej uzasadnienie. Nastał czas szukania nadziei wbrew nadziei.

Nie, to nie jest pesymizm. Ani zniechęcenie. Jeśli już, to efekt smutku i rozgoryczenia, że w Polsce mamy właściwie do czynienia z sekularyzacją na własne życzenie – z samosekularyzacją. Tak wcale nie musiało być. Nie wpadliśmy przecież w jakieś dziejowe wiry, które zaowocowały sekularyzacją. Na drogę szybkiej dechrystianizacji nasz Kościół wkroczył zbiorowo z własnej nieprzymuszonej woli, właściwie świadomie. Prosto na mieliznę

„To nie kryzys, to rezultat” – takimi słowami Stefan Kisielewski...

(...)