Wilhelm Hosenfeld upamiętniony w Ogrodzie Sprawiedliwych

„Nie przyłączaj się do większości, aby czynić zło i uczestniczyć w niesprawiedliwości” (Ex. 23, 2)

Upamiętnienie Wilhelma Hosenfelda

Źródło: Parafia Ewangelicko-Reformowana w Warszawie

Uroczystość dla upamiętnienia osób, które ratowały życie innych lub występowały w obronie ludzkiej wolności i godności w czasie nazizmu i komunizmu, ludobójstw, masowych mordów, zbrodni przeciwko ludzkości popełnionych w XX i XXI wieku

26 września odbyła się w Ogrodzie Sprawiedliwych organizowana przez Dom Spotkań z Historią uroczystość zasadzenia drzewka i odsłonięcia pamiątkowego kamienia dla upamiętnienia osób, które ratowały życie innych lub występowały w obronie ludzkiej wolności i godności w czasie nazizmu i komunizmu, ludobójstw, masowych mordów, zbrodni przeciwko ludzkości popełnionych w XX i XXI wieku. Nazwiska uhonorowanych ogłaszane są co roku 6 marca w Europejskim Dniu Pamięci o Sprawiedliwych. Parafia warszawska zgłosiła kandydaturę Wilhelma Hosenfelda i w tym roku została ona zaakceptowana.

Podczas uroczystości laudację wygłosił ks. Wacław Oszajca oraz proboszcz ks. Michał Jabłoński.

Laudacja ks. Michała Jabłońskiego

Ogród Sprawiedliwych Warszawa 26.09.2022 r.

Minęło 83 lata od rozpoczęcia II wojny światowej i 77 lat od jej zakończenia. Na jej temat napisano wiele, o jej bohaterach i antybohaterach. Czy warto ciągle wskazywać na kolejne, być może niejednoznaczne postaci? Uważam, że tak, ponieważ niejednoznaczność jest wyznacznikiem ludzkiego losu, ponieważ nikt nie rodzi się ani nie umiera doskonały. A jeżeli wielu świadczy na korzyść tego jednego, obcego, innego, a ich świadectwa oznaczają uratowane istnienia, to warto.

W pełnych grozy wspomnieniach okupacyjnych o wysiedleniach, aresztowaniach, łapankach, rewizjach pojawiał się nierzadko motyw niespodziewanego ratunku. Nagle trafia się na dobrego Niemca, który udaje, że nie widzi kontrabandy, lub że nie rozpoznaje fałszywych papierów, pozwala uciec, strzela ponad głową. Ta postać występowała jako odpowiedź na modlitwę o ratunek, lub jako znak nadziei: nagłej odmiany strasznego przeznaczenia. Lecz nie jako konkretny człowiek, który się wyłamał z morderczego systematu.

Wilhelm Hosenfeld był przeciętnym Niemcem tamtych czasów. Jak większość społeczeństwa boleśnie odczuwał klęskę i poniżenie Niemiec po pierwszej wojnie światowej, nędzę i zapaść, jakie przyniósł kryzys gospodarczy. I jak większość - nadzieję znalazł w hasłach budzenia się Niemców, wstawania z kolan, w socjalnych obietnicach, w dyscyplinie społecznej.

I dlatego też w 1933 roku przystąpił do SA a w 1935 roku wstąpił do NSADP. Jednak już w roku 1938 pisał w swoim notatniku, że „antyżydowskie pogromy, to straszne wydarzenia, bezprawie, nieporządek, obłuda i kłamstwo”.

W sierpniu 1939 roku został powołany do Wehrmachtu. We wrześniu skierowano go do Pabianic, gdzie budował i uruchamiał obóz dla jeńców wojennych. Tam też nawiązał pierwszy kontakt z polską rodziną: wstawił się za aresztowanym Polakiem i uzyskał jego zwolnienie. W kolejnych latach, już w Warszawie pomagał jeszcze innym prześladowanym członkom polskich rodzin.

Trudno z całą pewnością stwierdzić, kiedy Hosenfeld nabrał przekonania, że stoi po złej stronie. Wiadomo natomiast, że targały nim sprzeczne uczucia upokorzonego Niemca, któremu wmówiono, że jemu i jego narodowi należy się coś wyjątkowego, lojalnego oficera Wehrmachtu i zarazem świadka zła: widział wysiedlanie Polaków z terenów włączonych do Rzeszy (przynosił im na perony jedzenie), widział łapanki, widział powstanie w getcie, a potem powstanie warszawskie.

Z listów do żony i dzieci wynika, że od 1943 roku wszedł na osobistą ścieżkę oporu. Ignorował zakaz kontaktów z Polakami i uczestnictwa w polskich mszach, uczył się języka polskiego, wykorzystywał swoją pozycję do udzielania pomocy i Polakom i Żydom – załatwiał im fałszywe dokumenty i zatrudniał w podległych sobie obiektach. Jesienią 1944 roku spotkał ukrywającego się, głodującego Żyda i zaczął przynosić mu jedzenie. Tak uratował Władysława Szpilmana. Wspomnieć muszę tutaj Romana Polańskiego, bo to dzięki jego filmowi „Pianista” osoba Wilhelma Hosenfelda wyszła z zapomnienia, zaś jedna z córek z pięciorga dzieci Wilhelma jest do dzisiaj kustoszką pamięci swego ojca.

Obszerna lektura dzienników, listów i notatek Hosenfelda daje obraz człowieka, o którym dzisiaj powiedzielibyśmy, że był „dzieckiem swoich czasów” – naiwnym, ale prawym, członkiem NSDAP, ale wiernym swoim przekonaniom i chrześcijańskiej wierze.

Parafia Ewangelicko-Reformowana w Warszawie, w czasie wojny wciśnięta w getto, była świadkiem strasznych wydarzeń wojennych. Mimo to, a może właśnie dlatego, jesteśmy – i pastorzy i świeccy - od lat zaangażowani w proces pojednania polsko-niemieckiego i w dialog żydowsko-chrześcijański.

Wierzymy, że pojednanie jest możliwe przede wszystkim dzięki wybaczeniu, ale niewątpliwie też dlatego, że w strasznych czasach zagłady zawsze pojawiali się i pojawiają ludzie odważni i przyzwoici, którzy zmagając się z własnymi ograniczeniami, jakie nakłada na nich wychowanie, religia, przynależność państwowa, ale i strach przed karą, są w stanie wyciągnąć dłoń pomocną do obcego, wroga, innego.

W ten sposób skazują się też na dogłębną osobność i samotność – ani „swoi” ani ci drudzy ich nie zaakceptują. Wilhelm Hosenfeld starał się ratować każdego w wielkim osamotnieniu. To prawdopodobnie o tych ludziach, również o Wilhelmie Hoselfeldzie mówią słowa z Biblii: „Nie przyłączaj się do większości, aby czynić zło i uczestniczyć w niesprawiedliwości” (Ex. 23, 2)