Ktoś mógłby pomyśleć, że zbrodni dokonali Polacy

Miasto nie zgodziło się na wmurowanie "Kamieni pamięci" upamiętniających szczecińskie ofiary Holocaustu

Brunhilde i Hilmar Netter, rodzice Gudrun Netter (Archiwum Gudrun Netter)

Brunhilde i Hilmar Netter, rodzice Gudrun Netter (Archiwum Gudrun Netter)

Adam Zadworny /szczecin.gazeta.pl 21 grudnia 2019/

Miasto nie zgodziło się na wmurowanie "Kamieni pamięci" upamiętniających szczecińskie ofiary Holocaustu, o co proszą ich rodziny. Powołuje się na IPN, według którego ktoś mógłby pomyśleć, że zbrodni dokonali Polacy.

Lektura uzupełniająca:
Szczecin 1945. Z Niebuszewa do Palestyny Naoczny świadek o nocy kryształowej w Szczecinie:

Mają przeciwko sobie urzędników z magistratu i IPN.

Kamienie pamięci

Pierwszy Stolperstein, czyli "kamień, o który się potykamy", pojawił się na ulicy Kolonii w 1995 r. „Kamienie pamięci” (tak zwykło się je nazywać w Polsce) mają postać osadzonych w bruku betonowych kostek z mosiężną tabliczką, z wyrytym na niej nazwiskiem upamiętnionej osoby, datą urodzin i informacją o losie, jaki ją spotkał. Stolpersteiny, zawsze fundowane przez osoby prywatne, są montowane na chodnikach, najczęściej w pobliżu ostatniego miejsca zamieszkania ofiary niemieckiego nazizmu.

W ten sposób upamiętniono śmierć Żydów, ale także innych ofiar faszystów, m.in. Romów, działaczy socjaldemokratycznych, homoseksualistów czy świadków Jehowy. Obecnie w Europie (głównie w Niemczech, ale także Austrii, Holandii, Norwegii czy Czechach) jest ok. 50 tys. „kamieni pamięci".

W Polsce wmurowano je we Wrocławiu i Słubicach (upamiętniają niemieckich Żydów zamordowanych przez hitlerowców). Nikomu nie przyszło tam do głowy, by tego zabronić. W Szczecinie stało się inaczej.

Historia Gudrun Netter

Gudrun Netter jest córką Żyda i Niemki. Jej ojciec przeżył Auschwitz, ale zmarł krótko po wyzwoleniu w lazarecie w Gusen, filii obozu koncentracyjnego Mauthausen.

Matka z dwójką małych dzieci uciekła ze Szczecina przed frontem wschodnim. Już w Niemczech, po wojnie, szkolni koledzy nazywali Gudrun „Świńską Żydówką”. Zaczęła ukrywać swoje żydowskie pochodzenie. Jako młoda kobieta wyjechała z Niemiec, zmieniła nazwisko, wróciła do tego prawdziwego. Potem wróciła do Niemiec, do Kilonii, by opiekować się matką.

Gudrun Netter chciałaby upamiętnić ojca Stolpersteinem i podjęła w tym celu formalne kroki, kontaktując się ze szczecińskim magistratem. Architekt miasta odpowiedział jej negatywnie, powołując się na stanowisko IPN, do którego zwrócił się w tej sprawie magistrat.

„IPN ocenił, że umieszczenie tabliczki stanowiącej nawierzchnię chodnika nie jest wystarczającym i godnym upamiętnieniem” – pisze Bondar.

– To oznaczałoby, że urzędnicy z IPN wiedzą lepiej niż Gudrun Netter, jak powinien być upamiętniony jej ojciec – mówi Andrzej Kotula, który przez byłych szczecińskich Żydów, mieszkających w Szczecinie po wojnie, nazywany jest „Żydem honoris causa", a od lat działa na rzecz upamiętnienia przedwojennych Żydów, badając ich życiorysy.

IPN: „Nieprawdziwe przeświadczenie"

Zdaniem naszych rozmówców, nie tyle o godność tu chodzi, ile o politykę historyczną.

Zresztą pisze o tym Bondar w liście do Gudrun Netter: „Wśród informacji, które, zdaniem IPN, powinny być umieszczone nie może zabraknąć kluczowego komunikatu, kto odpowiada za śmierć danej osoby, czyli w tym przypadku expressis verbis Rzeszy Niemieckiej". I dalej: „IPN realizujący działania mające na celu przeciwdziałanie rozpowszechnianiu w kraju i za granicą informacji i publikacji o nieprawdziwych treściach historycznych krzywdzących lub zniesławiających Rzeczpospolitą Polską lub Naród Polski nie może wyrazić zgody na pominięcie tego kluczowego faktu".

– To absurdalne – mówi Kotula. – Czy IPN uważa, że ludzie uczą się historii z brukowych kamieni? Albo czy myślą tam, że komuś mogłoby przyjść do głowy, że to Polacy zorganizowali wielką wywózkę Żydów z niemieckiego Szczecina w 1940 r. i Polacy organizowali transporty do Auschwitz?

Zdaniem Kotuli, „w IPN myślą politycznie, a nie etycznie".

Ale Instytut swoje. Jak pisze Bondar, „zdaniem IPN zaproponowane upamiętnienie w formie „ stolpersteinu” może utrwalać nieprawdziwe przeświadczenie, że Polacy z Niemcami byli sprawcami Holocaustu".

Nie tylko Gudrun Netter

Także Peter Nelke z Izraela chciałby upamiętnić ofiary Holocaustu. Chodzi o jego dziadków, Rosę i Maksa Nelke, którzy mieszkali przy dzisiejszej ul. Mazurskiej (wtedy Preußische Str.), a więc tam, miałby zostać wmurowany w bruku 'Kamień pamięci".

Max Nelke urodził się 2 września 1868 w Mainberg pod Schweinfurtem (Dolna Frankonia, Bawaria). Był współtwórcą i właścicielem założonej w 1900 r. w Szczecinie wytwórni oraz hurtowni odzieży męskiej i chłopięcej Bracia Baden & Nelke przy Schuhstraße 4, a potem przy Schuhstraße 13/15 [ul. Szewska na Starówce]. Jego wspólnik Moritz Baden zmarł w wieku 71 lat i 25 lutego 1916 r. został pochowany na szczecińskim Cmentarzu Izraelickim.

Jego żona Rosa była córką Mosesa i Henriette Sänger, urodziła się 20 czerwca 1878 w Wilsnack (Brandenburgia).

W ramach wielkiej wywózki Żydów ze Szczecina oboje zostali deportowani 13 lutego 1940 r. do Lublina [Generalne Gubernatorstwo]. Trafili do getta w Piaskach. Zginęli w maju 1942 r.

Ich syn Günter ocalał. To on wypełnił dokumenty poświęcone rodzicom w Yad Vashem. Jego syn chciałby ufundować dziadkom "Kamień pamięci" w polskim Szczecinie. Z powodu stanowiska IPN, nie ma na to szans.

Są też Polacy, którzy chcą włączyć się w akcję wmurowywania w szczecińskie bruki kamieni pamięci.

Historia szczecińskich Żydów

Z oficjalnych statystyk wynika, że w 1933 r. (rok dojścia nazistów do władzy) na Pomorzu żyło 6317 wierzących Żydów, z czego 2365 w Szczecinie. Niektórzy z nich mieli polskie paszporty (przyjechali tu do pracy). Wielu z nich zmuszono do wyjazdu po wprowadzeniu antyżydowskich ustaw norymberskich z 1935 r., inni uciekli z Niemiec po tzw. nocy kryształowej (w nocy z 9 na 10 listopada 1938 r. doszło do pogromów Żydów w całych Niemczech, spłonęła m.in. szczecińska synagoga).

Żydzi – ponad tysiąc osób – wywiezieni z Pomorza 13 lutego 1940 r. trafili po trzech dniach podróży pociągiem do Lublina, a stamtąd do gett w Piaskach, Bełżycach i Głusku. W maju 1940 r. zdolni do pracy mężczyźni zostali wywiezieni do pracy i słuch po nich zaginął. Starcy, kobiety i dzieci zostali skoncentrowani w Bełżycach. 28 października 1942 r. esesmani rozdzielili przebywające tam rodziny. Chorzy zostali zastrzeleni na miejscu. Innych wywieziono do obozów koncentracyjnych, gdzie stare kobiety i dzieci trafili od razu do komór gazowych. Z oficjalnych, niemieckich statystyk Holocaustu wynika, że z deportowanych w lutym 1940 r. ze Szczecina Żydów wojnę przeżyło kilkunastu.