Pamięć cmentarza

Cmentarz żydowski w Bodzentynie

Cmentarz żydowski w Bodzentynie

Pamięć cmentarza

Dla wielu Polaków cmentarze żydowskie nie są cmentarzami. Socjolog Sławomir Kapralski wspominając swoje badania przeprowadzane w latach 80. wspomina – „Rozmawiając z mieszkańcami wielu miasteczek i wsi dopóki pytałem o cmentarze żydowskie miałem duże problemy, żeby się dowiedzieć, gdzie one są. Ludzie po prostu mnie nie rozumieli. Kłopoty znikały, gdy zaczynałem stosować miejscowe określenia, np. kirkut czy okopisko. Dla tych ludzi to nie były cmentarze, to były miejsca z innego porządku.”

W prawie każdym świętokrzyskim miasteczku był cmentarz, na którym grzebano Żydów. Gdy został zamordowany żydowski naród, zaczęły umierać cmentarze. Najpierw ich bezczeszczenie rozpoczęli Niemcy – depcząc groby, rabując macewy. Potem, polskie już władze, zamykały je – zabraniano pochówku, bo nie było kogo grzebać. Nierzadko miejscowa ludność dokańczała latami dzieła zagłady opuszczonych i samotnych ostatnich miejsc w ziemskiej wędrówce swych żydowskich bliźnich – pozostawione w czasach wojny macewy wzmacniały chodniki, wały nadrzeczne, podmurówki domów, podjazdy. Nikt nie jest w stanie wyobrazić sobie aby podobny los spotykał nagrobki z cmentarzy chrześcijańskich, nawet najbardziej zapomnianych.

W jednej z podkieleckich miejscowości co drugi dom w swoich fundamentach skrywa fragmenty nagrobków z pobliskich żydowskich cmentarzy. W Opatowie na cmentarzu jest plac zabaw dla dzieci, na grobie ważnego duchownego stoi muszla koncertowa. Znam kobietę, mieszkankę niewielkiego miasteczka, która odkryła, że chodnik przed jej sklepem ułożony jest z macew. Gdy zaczęła je wygrzebywać i znosić z powrotem na cmentarz, miejscowi zmusili ja do opuszczenia miasta.

W tej samej wypowiedzi Kapralski dodaje – „Dotykamy tu znowu sprawy ostatecznej, sprawy śmierci, sprawy tego, co będzie „po”, i tego, kto w dniu Sądu Ostatecznego będzie w lepszej pozycji. W czasie moich podróży przekonałem się, że Polacy z terenów wiejskich byli absolutnie przekonani, że Żydzi byli chowani w pozycji siedzącej po to, żeby mogli szybciej wstać, kiedy będzie Sąd Ostateczny. Podobnie interpretowano to, dlaczego na terenach górskich cmentarze żydowskie były na wzgórzach – stamtąd było przecież bliżej do nieba. Tymczasem to były tereny, których po prostu nikt nie chciał.” Żydzi byli obcy, ale nie tak jak prawosławni, czy Cyganie. Byli nie-swoimi, tymi, którzy odrzucili to, co myśmy, katolicy, wybrali. Przez swoją przewrotność stali się naszymi nieprzyjaciółmi, tak za życia jak i po śmierci.

Już wiemy, dzięki zmianom posoborowym, ale przede wszystkim dzięki wielkiemu Papieżowi Janowi Pawłowi II, że Żydzi nie tylko nie są obcymi, nie są nieprzyjaciółmi, ale wręcz są naszymi najbliższymi, są naszymi braćmi w wierze w Jedynego, tego samego Boga. Lud najpierw wybrany przez Boga pozostał nim do dzisiaj, aż do końca dziejów. Czy godzi się wzgardzać grobem swego brata? Czy chrześcijanin może pozostać chrześcijaninem godząc się na, albo nie daj Boże nawet dopuszczając się samemu, bezczeszczenia jakiegokolwiek grobu?

Czy można godnie czcić pamięć o swoich zmarłych rodzicach depcząc sąsiedni grób, tylko dlatego, że nikt na nim nie zapalił lampki, nie położył kwiatów? Nie można.

Żydowskie cmentarze, skrawki opuszczonej ziemi. Są naszym obowiązkiem, świętym obowiązkiem, tak jak świętą jest ziemia wszystkich cmentarzy, tak jak świętą jest pamięć o naszych wszystkich zmarłych, naszych drogich zmarłych, do których już najwyższy czas włączyć żydowskich braci i siostry.

To właśnie wydarzyło się w Bodzentynie. Ks. Leszek Sikorski spełniając swój chrześcijański i ludzki obowiązek włączył w swoją opiekę żydowskich zmarłych, którzy chodzili po tych samych ulicach, mieszkali w tych samych domach, rodzili się tam, radowali i smucili, umierali. Tak jak my.

Bogdan Białek Prezes Stowarzyszenia im. Jana Karskiego