PAMIĘĆ I ZAPOMNIENIE

Tygodnik Powszechny - logo

Źródłgodnko: "Tygodnik Powszechny "

PAMIĘĆ I ZAPOMNIENIE MARCIN URYNOWICZ 04.08.2009

Członkom rodziny Adama Czerniakowa - prezesa samorządu warszawskiego getta, który popełnił samobójstwo w 1942 r. - pomagało liczne grono osób. Część z nich znana jest z nazwiska. Żadna nie znalazła się w gronie odznaczonych tytułem "Sprawiedliwego".

W nocy z 4 na 5 października 1942 r. - poprzedzającej likwidację getta w Wołominie - policjanci polscy, wśród nich niejaki Masalski i Taraszczuk, wyprowadzili z niego trzy osoby. Była to Maria R. z synem Pawłem i mężem Jakubem. Przyjęła ich przedwojenna sąsiadka Zofia Pacewicz. Po kilku dniach uciekinierzy przenieśli się do innych sąsiadów, Kacperskich. Następnie zdecydowali się ruszyć do Warszawy i zacząć, jak tysiące im podobnych, życie po tzw. aryjskiej stronie. Maria wynajęła mieszkanie przy ul. Grzybowskiej. Miasto znała, tu się urodziła, miała przyjaciół. Tu też, już w czasie okupacji, odwiedzała swego brata: prezesa Rady Żydowskiej (Judenrat) w getcie warszawskim Adama Czerniakowa, który 23 lipca 1942 r. - podczas prowadzonej przez Niemców Wielkiej Akcji "wysiedlania" getta - popełnił samobójstwo. Była najmłodszą spośród trzech jego sióstr.

Jeszcze przed ucieczką Maria zadbała o schronienie dla najmłodszego dziecka: córki Janiny. System nerwowy wrażliwej dziewczynki nie mógł ścierpieć okropności getta. Dzięki pomocy przyjaciół, w tym pani Szyc, udało się ją wywieźć do Warszawy, a stąd do Pruszkowa, gdzie opiekę roztoczyła nad nią Matylda Baranowska, której rodzina należała do niewielkiej społeczności ewangelickiej.

AK z Pruszkowa

Jako "krewna" gospodyni, Janka nie musiała się ukrywać. Baranowscy traktowali ją jak własne dziecko (mieli dorosłych już synów Czesława, Stefana i Tadeusza, którzy byli członkami AK). Wszyscy razem dbali o potrzeby dziecka. Pomyślano nawet o edukacji. Żona Stefana, Wanda, nauczycielka w szkole powszechnej, udzielała jej prywatnych lekcji. Janka równie swobodnie, co w nowym domu, czuła się u sąsiadów Baranowskich, państwa Schabowskich. Nikt z otoczenia nie interesował się jej tożsamością.

Maria i jej rodzina nie mogli funkcjonować pod dawnym nazwiskiem, musieli zdobyć dokumenty (tzw. kenkarty) poświadczające "aryjską" tożsamość. Maria występowała w nich jako Irma Karolina Mruk, mąż jako Stanisław Napiórkowski, a syn jako Paweł Pęczak. Przebywająca w Pruszkowie Janka dostała kenkartę na nazwisko Zofia Maria Przywoźna.

Papiery były dobre. Nikt prócz Marii, która była najbardziej energiczna w szukaniu dróg ratunku dla siebie i najbliższych, nie musiał ich zmieniać. Ona od 1 września 1944 r. nazywała się Salomea Malecińska; jak pisała po wojnie, stało się tak na skutek zagrożenia ze strony policji niemieckiej, która zaczęła się nią interesować. Inną taktykę ocalenia przyjął mąż, który w okresie zagrożenia ukrywał się u Baranowskich lub u znajomej w Otwocku, Apolonii Zagórskiej. Paweł nie miał szczęścia: aresztowany podczas łapanek w lutym 1944 r. (po zamachu na Franza Kutscherę, szefa SS na dystrykt warszawski), trafił na Pawiak; zaginął.

Klasztor bez nazwy

W tym czasie Marysia Szenberg z mężem Jerzym starali się ocalić życie swego synka Stefana w katolickim klasztorze. Marysia była córką Rozalii Zimnowody, najstarszej z sióstr Adama Czerniakowa. Ich plan się powiódł. Urodzony w 1937 r. Stefan przeżył; po wojnie rodzice mogli go odebrać od sióstr zakonnych. Jak sami przetrwali, nie wiadomo.

Podobnie mało wiadomo o ocaleniu brata Marysi, Henryka. Być może, podobnie jak jego ciotce Marii R., pomogli mu znajomi z policji polskiej. Wszak był członkiem tzw. policji żydowskiej w getcie warszawskim, która współpracowała z polską "granatową policją". Pomoc mógł otrzymać także od osób działających w konspiracji, gdzie z racji przedwojennej pracy w Wojsku Polskim zapewne miał przyjaciół. Nie ma za to wątpliwości, że ich matka Rozalia wojny nie przeżyła: zginęła prawdopodobnie podczas powstania w getcie warszawskim (jak w jednej z ankiet napisała Maria R., została ona "spalona w getcie").

Niania i lekarka

1 lipca 1943 r. do obozu Auschwitz przywieziono z obozu na Majdanku transport Żydów: 222 mężczyzn i 583 kobiety. Wśród tych ostatnich znalazła się oznaczona numerem 48181 Paulina Trembowler. Do wiosny 1943 r. przebywała w getcie warszawskim, gdzie wraz z rodziną mogła liczyć na pomoc swej dawnej niani Józefy Smardz, która w charakterze gosposi udała się z rodziną chlebodawców do "dzielnicy zamkniętej". Groza getta i tzw. Wielkiej Akcji latem 1942 r. była niczym w porównaniu z ciosami, jakie nadeszły w kwietniu 1943 r. Na kilka dni przed powstaniem Paulina straciła ojca Samuela, w czasie powstania siostrę Lilkę, a po powstaniu matkę Anielę. Wraz z tą ostatnią wywieziona została do Lublina, gdzie podczas selekcji nowo przybyłych matka trafiła do komory gazowej.

W Auschwitz Paulina została skierowana do pracy, ale po krótkim czasie zachorowała. Chora Żydówka nie była Niemcom potrzebna: znalazła się na liście osób przeznaczonych do komory gazowej. Uratowała ją polska więźniarka, zmuszona do pracy w charakterze obozowego lekarza: udało się wpłynąć na zmianę tej decyzji. Pod opieką Alicji Przerwy-

-Tetmajer, bo tak się nazywała, Paulina chorobę przetrwała. Zaliczona do kategorii "nützliche Juden" (Żydzi przydatni), zyskała szansę na przetrwanie. Po ewakuacji obozu w głąb Niemiec, została wyzwolona przez wojska USA. W ten sposób córka Anieli, ostatniej spośród trzech młodszych sióstr Czerniakowa, przetrwała wojnę.

Volksdeutsch i antysemita

Gdy nad Warszawą unosił się dym palonego getta, w maju 1943 r. przy ul. Bukowińskiej gospodarz domu nazwiskiem Chłopik doniósł Niemcom, że w budynku mieszka ktoś podejrzany. Osobą tą okazała się Felicja Czerniaków, wdowa po Adamie Czerniakowie, która kilka dni po jego śmierci, poszukiwana przez Niemców, postanowiła uciec z getta i szukać pomocy u przyjaciół. Donos okazał się skuteczny, ale tylko na chwilę. Felicję równie szybko zwolniono, co aresztowano. Dokonał tego polski volksdeutsch pracujący w Kriminalpolizei (policja kryminalna), który zajmował się jej sprawą. Stało się tak prawdopodobnie ze względu na kierowane do niego wcześniej ostrzeżenia ze strony podziemia (choć niektórzy sugerują, że pomagał chętnie). Sama Felicja skwitowała sprawę krótko: "Dowiedziawszy się o moim nazwisku, zwolnił mnie". Po wyjściu z aresztu nie mogła wrócić do swej znajomej dr Grabowskiej. Przez ponad rok, aż do powstania warszawskiego, mieszkała u prof. Apolinarego Rudnickiego. A wydostawszy się z rąk Kriminalpolizei, postanowiła pomagać znajdującym się w podobnym położeniu i związała się z Radą Pomocy Żydom (Żegotą).

Po wojnie odwiedzili ją Barbara i Adolf Berman. W swym dzienniku Barbara pisała: "Pani Niunia (...) opowiedziała nam następującą historię. W początku sierpnia [1944], nim N[iemcy] wygnali ją z domu, siedziała w jakimś schronie, w którym przebywał ksiądz Oraczewski, znany endek, antysemita i chuligan, z którym mąż jej swego czasu kolegował w radzie miejskiej. Otóż raz zahaczyła go w przejściu, poprosiła o chwilę rozmowy i spytała, czy znał Adama C[zerniakowa]. Na jego twierdzącą odpowiedź powiedziała: Jestem wdową po tym człowieku i proszę, żeby ksiądz przypomniał mnie Panu Bogu pod moim prawdziwym nazwiskiem, żyję bowiem pod kryptonimem. Ksiądz udzielił jej błogosławieństwa i obiecał odprawić msze za duszę męża. Opowiadała o tym fakcie, jakby o wielkim wyczynie".

Pamięć i zapomnienie

Jak łatwo policzyć, członkom rodziny Adama Czerniakowa pomogło kilkanaście osób, w tym nieznany klasztor. Tylko część znana jest z nazwiska. Wolno uznać też za prawdopodobne, że w strzępach informacji, które przetrwały, nie zachowała się pamięć o wszystkich, którzy w jakiś sposób pomagali. Żadna z tych osób nie znalazła się w gronie odznaczonych tytułem "Sprawiedliwego wśród Narodów Świata", choć pomocy udzielały na ogół bezinteresownie.

Potwierdza to ustalenia takich historyków jak Teresa Prekerowa czy Gunnar Paulsson, piszących, że odznaczeni przez instytut Yad Vashem to jedynie drobny procent tych, którzy pomoc świadczyli. Czy będziemy umieli przywrócić pamięć o nich, zależy od nas.

MARCIN URYNOWICZ jest pracownikiem IPN. Nakładem ŻIH opublikował "Żydzi w samorządzie miasta Kozienice w okresie międzywojennym, 1919-1939". W 2008 r. obronił doktorat "Adam Czerniaków 1880-1942. Życie i działalność", który wkrótce ukaże się nakładem IPN.

Ten materiał jest bezpłatny, bo Fundacja Tygodnika Powszechnego troszczy się o promowanie czytelnictwa i niezależnych mediów. Wspierając ją, pomagasz zapewnić "Tygodnikowi" suwerenność, warunek rzetelnego i niezależnego dziennikarstwa. Przekaż swój datek: