Na Niemców wina i zbrodnia, dla nas klucze i kasa

Mienie pożydowskie

Źródło: Wyborcza.pl

Krzysztof Persak 26 września 2014

"Miasta nasze po złamaniu żydostwa stoją otworem, dziesiątki i setki tysięcy sklepów i warsztatów czeka na objęcie"- pisała w maju 1943 r. endecka "Walka"

Czy Polacy skorzystali materialnie na zagładzie Żydów? Co się stało z mieniem mordowanych przez Niemców Żydów? Czy zawłaszczanie go przez Polaków było marginesem, czy szerszym zjawiskiem?

Stawiając te pytania, historycy skupieni wokół Centrum Badań nad Zagładą Żydów przy Instytucie Filozofii i Socjologii PAN nie pierwszy raz naruszają społeczne tabu. Ich poprzedni projekt dotyczył m.in. mordów popełnionych na polskiej wsi na zbiegach z gett. Kierowane przez prof. Barbarę Engelking Centrum zasadnie koncentruje się na sprawie postaw Polaków wobec Zagłady. To, co wydarzyło się między Polakami a Żydami podczas Holocaustu, wywarło tak doniosłe skutki psychospołeczne (w obu zresztą społecznościach), że wciąż domaga się przepracowania.


W sprawie żydowskiego mienia kij w mrowisko głośną książką "Złote żniwa" wsadzili przed trzema laty Jan Tomasz i Irena Grossowie. Nawiasem mówiąc, autorzy pełnymi garściami czerpali z dorobku naukowego Centrum. Wydana teraz książka "Klucze i kasa" to zbiór gruntownych studiów dających podstawę do rzeczowej dyskusji.

Tytuł książki nawiązuje do znanego eseju Kazimierza Wyki, który jako jeden z pierwszych bezkompromisowo nazwał korzyści materialne czerpane przez ludność chrześcijańską z zagłady Żydów i ich moralne skutki. "Niemcy, mordując Żydów, popełnili zbrodnię. My byśmy tego nie zrobili. Za tę zbrodnię Niemcy poniosą karę, Niemcy splamili swoje sumienie, ale my - my już teraz mamy same korzyści, nie brudząc sumienia, nie plamiąc dłoni krwią" - tak odtwarzał Wyka sposób myślenia przeciętnego Polaka w czasie okupacji.

Antyżydowska polityka Niemców stwarzała chrześcijanom różne okazje do wzbogacenia się. Dobrym źródłem zarobku było np. zarządzanie skonfiskowanymi żydowskimi nieruchomościami (tzw. Treuhänderami zostało wielu polskich prawników, a do władz okupacyjnych napływały liczne podania o wyznaczenie na tę intratną posadę). Kolejne niemieckie restrykcje wobec Żydów dawały liczne możliwości "okazyjnego" zakupu wyprzedawanego przez nich mienia.

Likwidacji skupisk żydowskich towarzyszył szaber. Chociaż zgodnie z okupacyjnym prawem mienie wymordowanych Żydów przypadało Rzeszy, Niemcy w praktyce nie byli w stanie go upilnować. Opuszczone przez wywiezionych do obozów zagłady Żydów mieszkania, sklepy, warsztaty (zwłaszcza w mniejszych miastach) władze okupacyjne sprzedawały lub przydzielały miejscowej ludności. "Pożydowskie" rzeczy można było też kupić na licytacjach.

Źródłem zarobku bywało - mimo wszelkiego ryzyka - ukrywanie Żydów. Z relacji ocalałych wynika też, że często dochodziło do przywłaszczenia mienia powierzonego przez Żydów na przechowanie. Zapewne rzadsze - choć nie całkiem marginalne - były przypadki szantażowania ukrywających się Żydów, denuncjowania ich dla nagrody, wreszcie rabunków i zabójstw.


Pozbawienie Żydów własności, a następnie ich zagłada, przyniosły doniosłą zmianę społeczną. Jeszcze podczas okupacji ich miejsce w strukturze społeczno-gospodarczej zajęli Polacy, obejmując opuszczone sklepy czy warsztaty rzemieślnicze. Zjawisko to - jak dowodzi Andrzej Żbikowski - odnotowywała z aprobatą prasa gadzinowa, pisząc o postępach "odżydzania" gospodarki. "Pozytywne rezultaty odżydzenia handlu. Wpływy żydowskie wyparte" - donosił w czerwcu 1941 r. "Nowy Kurier Warszawski". W styczniu 1943 r. - po wywiezieniu większości warszawskich Żydów do Treblinki - gazeta ta informowała o możliwości otrzymania przydziału mieszkań "z wolnej ręki" w Śródmieściu Południowym.

Paradoksalnie, w wyniku dokonanego przez Niemców ludobójstwa zrealizował się podnoszony przed wojną przez partie nacjonalistyczne postulat usunięcia Żydów z życia gospodarczego. Oczywiście nikt wówczas nie planował ich wymordowania - mówiono o bliżej nieokreślonym pozbyciu się ich z Polski. Mimo to być może nie należy się zbytnio dziwić, że analizowana przez Dariusza Libionkę konspiracyjna prasa Stronnictwa Narodowego i stojącej jeszcze dalej na prawo Grupy "Szańca" w kwestiach dotyczących Żydów i ich mienia w istocie współbrzmiała z prasą gadzinową. "Miasta nasze po złamaniu żydostwa stoją otworem, dziesiątki i setki tysięcy sklepów i warsztatów czeka na objęcie" - pisała w maju 1943 r. endecka "Walka".

W przesyconej obsesyjną niechęcią do Żydów publicystyce prasy nacjonalistycznej bez specjalnego kamuflażu wyrażano satysfakcję z antyżydowskich posunięć Niemców. We wrześniu 1942 r., w szczytowym okresie niemieckiego mordu na polskich Żydach, pisała "Wielka Polska": "Od paru miesięcy pod ciosami Niemiec znika grożące nam niebezpieczeństwo żydowskie. Dziwnie dobrotliwa Nemezis opiekuje się Polską. Wrogowie jej niszczą się sami".


Książka "Klucze i kasa" zachowuje jednak należne proporcje. Publikowane w niej artykuły nie pozostawiają wątpliwości, że największej grabieży żydowskiego mienia dokonali Niemcy. Polacy mogli z niej skorzystać niejako przy okazji. Autorzy rekonstruują mechanizmy tworzące niemiecką politykę zorganizowanego wywłaszczania Żydów. Składały się na nią konfiskaty nieruchomości, przedsiębiorstw, cenniejszych składników mienia ruchomego (precjoza, dzieła sztuki, księgozbiory, meble), przejęcie kont i depozytów bankowych, papierów wartościowych czy nakładane na gminy żydowskie kontrybucje. "Oficjalnej" grabieży towarzyszyły prywatne akty rabunku dokonywane przez członków niemieckiej administracji i policji.

Jan Grabowski analizuje funkcjonowanie Zarządu Powierniczego skonfiskowanych żydowskich nieruchomości, a Ingo Loose skupia się na roli odegranej w finansowym drenażu Żydów przez niemieckie banki. Skrupulatność Niemców w grabieży i zarządzaniu zrabowanymi meblami pokazuje na przykładzie Krakowa Dagmara Swałtek-Niewińska. W indywidualnym wymiarze, na przykładzie kupieckiej rodziny Singerów z Nowego Targu oraz adwokackiej rodziny Konów z Warszawy, losy Żydów i ich mienia opowiadają Karolina Panz i Małgorzata Melchior.

Chociaż wymordowanie Żydów było dla nazistów celem samym w sobie, aspekt finansowy "ostatecznego rozwiązania" nie był bez znaczenia. Niemcy dążyli do tego, by Zagłada sfinansowała się sama. Służyło temu - na jej ostatnim etapie - ograbianie ludzi idących na śmierć, a także ciał pomordowanych. Operacja "Reinhard" - mord Żydów w Generalnym Gubernatorstwie - przyniosła 178 mln reichsmarek zysku. Z tych pieniędzy pokryto m.in. koszty transportu ofiar do obozów zagłady.

"Klucze i kasa" to również ważny przyczynek do współcześnie toczonej na świecie debaty o restytucji majątku ofiar Holocaustu. Dotyczące go roszczenia są wysuwane również wobec Polski. Rozmowa na ten temat jest niemożliwa bez opartej na faktach wiedzy o uwarunkowaniach transferu mienia polskich Żydów w ręce prywatne i państwowe w powojennej Polsce. A jest to obraz bardzo skomplikowany i wielowarstwowy. Po niemieckich wywłaszczeniach następowały oparte na tużpowojennym ustawodawstwie próby odzyskania mienia przez ocalałych Żydów, na co z kolei nałożyły się różnego rodzaju nacjonalizacyjne akty władz komunistycznych.


W tym kontekście ujawnia się istotny mankament książki. Jest nim nie dość gruntowna znajomość zagadnień prawnych reprezentowana przez autorów omawiających problemy powojennej restytucji mienia. Prowadzi to niekiedy do błędnych ocen i fałszywych wniosków. Trudno się zgodzić z Nawojką Cieślińską-Lobkowicz, która na tle analizy uregulowań obowiązujących w Europie Zachodniej ocenia polskie przepisy z 1945 i 1946 r. "o majątkach opuszczonych" jako dyskryminujące ocalałych Żydów. Przeczą temu zresztą konkluzje sformułowane w tym samym tomie przez Alinę Skibińską, która uważa, że powojenne regulacje, procedury i praktyka nie miały "charakteru etnicznego".

Ale i ta autorka nie ustrzegła się błędów. Myli się, np. twierdząc, że prawo spadkowe z 1946 r. zawęziło krąg osób uprawnionych do ustawowego dziedziczenia - choćby dlatego, że wcześniej funkcjonowało pięć różnych, zaborczych, systemów prawa spadkowego. Zupełnym nieporozumieniem jest jej sugestia, że konsekwencją prawa o księgach wieczystych z 1946 r. miałoby być wymazanie nazwisk dawnych (żydowskich) właścicieli nieruchomości. Wręcz przeciwnie, nowe prawo stanowiło, że istniejące księgi wieczyste będą kontynuowane.

Nie ma zaś racji Łukasz Krzyżanowski, że kolejne wersje przepisów "o majątkach opuszczonych" zawężały krąg uprawnionych do odzyskania utraconego mienia. Przeciwnie, późniejsze przepisy z jednej strony doprecyzowywały krąg uprawnionych (dopuszczając np. nieślubne dzieci), a zarazem go rozszerzały, pozwalając przywrócić posiadanie majątku nie tylko dawnemu właścicielowi, ale również jego posiadaczowi (np. dzierżawcy czy najemcy).

Autorzy ci doskonale za to pokazują, jak odzyskiwanie mienia przez ocalałych Żydów wyglądało w praktyce. Litera prawa była dlań korzystna (niekiedy może nawet zbyt liberalna, bo umożliwiała nadużycia), a podjęte próby restytucji - jeśli do nich doszło - zazwyczaj kończyły się powodzeniem. Problem jednak w tym, że polscy Żydzi - których 90 proc. zginęło w Zagładzie - rzadko mogli się upomnieć o swoją własność. Ci, którzy przeżyli, ze względu na rozproszenie po świecie i brak środków rzadko mogli skorzystać z przysługujących im praw.

"Klucze i kasa. O mieniu żydowskim w Polsce pod okupacją niemiecką i we wczesnych latach powojennych 1939-1950"

red. Jan Grabowski, Dariusz Libionka

wyd. Centrum Badań nad Zagładą Żydów, Warszawa 2014

Krzysztof PersakHistoryk w Instytucie Studiów Politycznych PAN i w Instytucie Pamięci Narodowej, redaktor edycji "Wokół Jedwabnego" (wraz z Pawłem Machcewiczem), autor książki "Sprawa Henryka Hollanda".

Zapraszamy na Debatę

Na dyskusję o książce "Klucze i kasa" zapraszają Klub "Goście Gazety" i Centrum Badań nad Zagładą Żydów. Udział w niej wezmą: Barbara Engelking, Jan Grabowski, Krzysztof Persak i Alina Skibińska, prowadzenie - Jarosław Kurski.

30 września 2014 r. o godz. 18 w warszawskiej siedzibie redakcji "Gazety Wyborczej", ul. Czerska 8/10 (wejście od ul. Czerniakowskiej)

Wideo Magazynu Świątecznego. "Gazeta Wyborcza" 27-28.09.2014