Żydzi mesjańscy

Żydzi

Źródło: RP/PlusMinus/

Jacek Dziedzina RP/PlusMinus/

Żydzi mesjańscy – jak naród wybrany odnajduje Chrystusa

Przybywa Żydów uznających Jezusa za obiecanego Mesjasza. Wraz z nimi rośnie też liczba chrześcijan odkrywających na nowo, że Żydzi nigdy nie przestali być narodem wybranym.

Trudno oszacować dokładną liczbę tzw. Żydów mesjańskich, którzy uwierzyli w Jezusa Chrystusa, ale ostrożne szacunki mówią o 1,5 mln osób. I ciągle ich przybywa. W światowych mediach temat ten praktycznie nie istnieje. Dla części Kościoła zjawisko to bywa sprawą „kłopotliwą". Dla większości Żydów – tematem tabu. Jednak dla zaangażowanych w ruch mesjanistyczny to znak czasu – zarówno dla Kościoła, jaki i dla narodu Izraela. Obie strony wspólnie odkrywają, że w gruncie rzeczy jest to sprawa rodzinna.

Z Eyalem Friedmanem spotkałem się dwukrotnie – w jego rodzinnej Jerozolimie i w Katowicach. Od paru lat jest zapraszany do Polski i innych krajów europejskich. Opowiada o swojej drodze do wiary w Jeszuę, obiecanego Mesjasza. Urodził się i dorastał w rodzinie niewierzącej. Judaizm odkrył tak naprawdę dopiero wraz z Ewangelią. – Miałem bardzo dobrą rodzinę, Bóg dał mi dobre dzieciństwo, ale w pewnym momencie poczułem, że to za mało. Nie miałem żadnego pojęcia o Bogu, nie mówiło się o Nim w domu – zaznacza na wstępie.

Jego proces dochodzenia do wiary rozpoczął się, gdy służył w izraelskim wojsku. – Nie modliłem się, niczego nie oczekiwałem. Po prostu nagle stałem się wierzący. Chociaż nie wiedziałem jeszcze, w co czy w kogo wierzę. Bóg był bardzo dyskretny. Nie przedstawił się, więc nie wiedziałem, co właściwie się stało. Wiedziałem tylko, że stałem się nową osobą. Czułem się jak nowo narodzony. Byłem okropnie głodny, a kiedy dziecko jest głodne, nie rozumie niczego, chce jeść. Ja byłem głodny duchowości. Połykałem więc wszystko, ale to wywoływało niestrawności, bo nie wybierałem najlepszego pożywienia, błądziłem po różnych nurtach duchowych. Minęło jeszcze parę lat, zanim tak naprawdę pomodliłem się po raz pierwszy w życiu. Nie wiedziałem, do kogo wołam, ale wołałem o pomoc, żeby zrozumieć. I Bóg chyba czekał na ten moment. Nagle bowiem spotkałem Beniamina Bergera, Żyda mesjanistycznego. Zaczęliśmy razem czytać Nowy Testament, patrzyłem na krzyż i czułem, że osoba Jezusa fascynuje mnie, a to, co czytam, jest prawdą. I nagle ze zdumieniem odkryłem, że to wszystko działo się tutaj, w Jerozolimie! – opowiada Eyal. – Kiedy dotarłem do słów: „Ja jestem drogą, prawdą i życiem", musiałem podjąć decyzję, czy przyjmuję to za prawdę, czy uznaję Go za kłamcę. Czułem, że z mojego serca spadła zasłona, ta, o której pisze św. Paweł. Musiałem przyznać, że Jezus jest tym, kim mówi, że jest.

Jeszua w pokoju

W przeciwieństwie do Eyala droga jego duchowego ojca, wspomnianego Beniamina Bergera, zaczęła się w rodzinie bardzo wierzących i ortodoksyjnych Żydów. Urodził się w 1941 roku w Nowym Jorku. Jego rodzice byli uciekinierami z Niemiec i Austrii. Beniamin od młodości szukał odpowiedzi na dręczące go pytania o Boga, sens życia. Wiele z tych pytań było wspólnych dla Żydów, którzy przeżyli Holokaust: gdzie był Bóg? Czy On w ogóle istnieje, skoro wydarzyło się takie zło? Beniamin Berger uznał, że poszuka odpowiedzi w innym niż rodzinne środowisku, i wyjechał do Holandii, a następnie do Danii.

W swoich licznych wystąpieniach na całym świecie – w tym również w Polsce (w 2017 roku na zaproszenie Fundacji W Jedności prowadził w Katowicach żydowską Paschę) – opowiada o swoim doświadczeniu, którego nie da się zrozumieć w kategoriach innych niż mistyczne. W roku 1967, jak mówi, przeżył osobiste spotkanie z Jezusem. Miał doświadczenie, że w pokoju, w którym przebywa, znajduje się ktoś o imieniu Jeszua i że jest obiecanym Mesjaszem Izraela. Krótko po tym wydarzeniu wyjechał do Izraela, gdzie mieszka do dzisiaj. Ze swoim bratem Rubenem założył mesjański Kościół w Jerozolimie.

W licznych świadectwach Żydów mesjańskich, choć każdy pochodzi z różnej „bajki", bardzo często powtarza się właśnie to doświadczenie: obecności kogoś o imieniu Jeszua. I za tym idzie dopiero poszukiwanie, czytanie Nowego Testamentu, spotkanie ze wspólnotą Żydów mesjańskich. Można oczywiście podawać w wątpliwość te doświadczenia, ale oznaczałoby to albo zarzucenie tym wszystkim ludziom kłamstwa, albo – w najlepszym razie – że padli ofiarą własnych halucynacji.

By nieco zracjonalizować to doświadczenie, dodajmy, że przeciętnemu Żydowi nie jest łatwo wypowiedzieć imię Jeszua. Mówił mi o tym m.in. Eyal, gdy opowiadał, jak doszedł do momentu, gdy miał uznać Jezusa za Mesjasza. – To okazało się najtrudniejsze. Bo chociaż wyrosłem w rodzinie niewierzącej i nie miałem żadnych problemów z Jezusem, blokowała mnie w sercu jakaś bariera. Żeby to zrozumieć, musisz wiedzieć, że w Izraelu na Jezusa mówi się „Jeszu", zamiast właściwego imienia Jeszua. „Jeszu" to jest coś w rodzaju przekleństwa i oznacza życzenie, by Jego imię i pamięć o Nim były wymazane. Odkryłem, że to duchowe dziedzictwo Żydów jest też we mnie. Ale dzięki długiej modlitwie moich przewodników wypowiedziałem w końcu imię Jeszua. I oddałem Mu życie – mówi.

Mesjańscy chrześcijanie?

Kościół ma problem z rozeznaniem, czym właściwie jest ruch mesjanistyczny. Wynika to z jego ogromnej różnorodności, w tym również ze specyfiki podejścia do kwestii przynależności, sakramentów, tożsamości. Najogólniej mówiąc, do żydowskiego ruchu mesjanistycznego zalicza się po prostu Żydów, którzy uwierzyli w Jezusa z Nazaretu. Mówią o nim zawsze po hebrajsku Jeszua. Wierzą, jak chrześcijanie, że jest obiecanym przez Boga Mesjaszem Izraela, Synem Bożym i Zbawiciela Świata. Jednocześnie większość z nich żyje tą wiarą w sposób specyficzny dla Żydów, nie porzucając praktyk religijnych judaizmu. Nie jest to zatem przypadek taki jak nawrócenie Edyty Stein (dziś świętej Kościoła katolickiego) czy rabina Rzymu Eugenia Zolli, którzy przyjęli chrzest i „po prostu" stali się chrześcijanami.

Daniel Juster, jeden z liderów ruchu Żydów mesjańskich w USA, oraz ks. Peter Hocken, zmarły w 2017 roku brytyjski duchowny katolicki, zaangażowany m.in. w ruch mesjański ze strony Kościoła katolickiego, w swoim opracowaniu pt. „Przebudzenie mesjanistyczne wśród Żydów" napisali, że „mesjanistyczni Żydzi podważają dotychczasowe, zgodne stanowisko chrześcijan i Żydów, że Żydzi po przyjęciu wiary w Jezusa przestają być Żydami, a stają się chrześcijanami". I dodają: „Żądają dla siebie tego samego statusu w Ciele Chrystusa, którym cieszyło się pierwsze pokolenie Żydów wierzących w Jezusa, którzy wyrażali swoją wiarę konkretnie jako Żydzi i których wiara w Jeszuę nie pomniejszała w ogóle ich statusu bycia częścią ludu wybranego ani też mu nie zaprzeczała".

W praktyce duża część Żydów mesjańskich albo przyłącza się do różnych wyznań protestanckich, albo tworzy przy nich autonomiczne wspólnoty mesjanistyczne. W pobliżu bramy Jafskiej w Jerozolimie znajduje się Christ Church założony w XIX wieku przez anglikanów, którzy przyjechali do Palestyny z rozeznaniem, że będą wśród Żydów masowe nawrócenia. Jeszcze inni – jak cytowany tu Eyal – zaczynają zbliżać się do Kościoła katolickiego, nie wstępując do niego formalnie, zaczynają odczuwać głód sakramentów, zwłaszcza Eucharystii.

Cały ruch mesjański – rozproszony i nietworzący jednolitej całości – odwołuje się wyraźnie do roku 1967 jako punktu zwrotnego w historii świata. Żydzi mesjańscy łączą to z jednej strony z posoborowym przebudzeniem charyzmatycznym w Kościele katolickim, z drugiej – ze zdobyciem Jerozolimy. – To nie przypadek – przekonuje mnie Eyal. – Było w tym coś proroczego. Tego nie było przecież od ponad 2000 lat, bo nawet w czasach Jezusa Jerozolima znajdowała się pod rzymską okupacją. I ja wierzę, że w 1967 roku Bóg wylewał swojego Ducha nie tylko na Kościół, ale również na Żydów, objawiając im Mesjasza. To jest coś, co Bóg robi w naszych czasach. Działa z mocą i wypełnia obietnice. Nie da się inaczej wytłumaczyć tego, że nie tylko w samym Izraelu, ale też w innych krajach rośnie liczba Żydów przyjmujących Jezusa – mówił mi z pasją w Jerozolimie w grudniu 2017 roku (tekst z całą historią Eyala ukazał się w jednym z numerów „Gościa Niedzielnego"). Parę miesięcy później powtarzał to również w Katowicach.

Eyal ma też świadomość, że to trudne doświadczenie dla obu stron: dla Żydów i dla Kościoła. – Nagle, po długiej przerwie, po szesnastu wiekach, pojawia się znowu część żydowska Kościoła. I łączy się z nieżydowską częścią w jedno Ciało Chrystusa. A tak przecież było na początku, tylko proces odbywał się w drugą stronę. Żydzi mesjanistyczni to jest duże wyzwanie dla Kościoła, który nie bardzo jeszcze wie, co z nami zrobić. I ja to rozumiem. Ale tak samo było z pierwszymi chrześcijanami. Pierwsi wyznawcy Jezusa byli przecież Żydami i trudno było im zrozumieć, co mają zrobić z poganami, którzy przychodzili i mówili, że oni też wierzą w Jezusa i też mają pytania – na przykład, czy mają się obrzezać, czy tylko ochrzcić. I pierwszy Kościół też miał wiele pytań – mówi Eyal.

Przypomnijmy, że w odpowiedzi na to napięcie między światem żydowskim a innymi wyznaniami w I wieku zwołano spotkanie, które dziś nazywamy soborem jerozolimskim. Nie bez powodu obecnie na całym świecie (również w Polsce) umacnia się inicjatywa na rzecz zwołania II Soboru Jerozolimskiego (TJCII – Towards Jerusalem Council II). Jego celem byłoby m.in. ponowne zjednoczenie „Kościoła narodów" i odradzającego się na naszych oczach „Kościoła żydowskiego". – Przez kilkanaście wieków nie było nas w Kościele. Teraz wracamy do niego. I musimy wspólnie nazwać tę rzeczywistość i poradzić sobie z nią – podkreśla Eyal.

Odkrywanie korzeni

Żydzi mesjańscy mają bardzo silne organizacje m.in. w USA, ale też w Europie oraz w Afryce (m.in. w Etiopii, gdzie istnieje duża diaspora żydowska). Najtrudniej określić, ilu Żydów mesjańskich żyje w samym Izraelu – mówi się o ok. 20 tysiącach, ale może ich być o wiele więcej. Brak oficjalnych danych, bo przyznanie się do takiej konwersji rodzi wiele problemów.

Eyal Friedman potwierdza: – Mamy tu różne radykalne organizacje wśród Żydów ortodoksyjnych, które starają się robić wiele problemów Żydom mesjanistycznym. W najlepszym przypadku próbują tylko wykazać błędy w Nowym Testamencie, ale zdarzają się również fizyczne ataki. Mesjańscy pastorzy nie mogą też udzielać ślubów, pogrzebów, bo nie mają legalnego statusu religijnego w Izraelu. Żydowskie rozumienie jest takie: ci, którzy wierzą w Jeszuę i zostali ochrzczeni, nie są już Żydami. Jakiś czas temu zorganizowano wielką konferencję Żydów mesjanistycznych. Szukając na nią miejsca, znaleziono jeden hotel, gdzie każdego roku odbywa się wiele konferencji chrześcijańskich, ale kiedy ortodoksyjni dowiedzieli się, że spotkanie jest organizowane przez Żydów mesjanistycznych, zagrozili hotelowi, że jeśli zgodzi się na organizację, to wycofają dla niego certyfikat koszerności. Wtedy zarząd przeprosił tych mesjanistycznych i poprosił o zrozumienie, że niestety, ale mają za dużo eventów, potrzebują tego certyfikatu, więc nie mogą ich przyjąć. W końcu konferencja odbyła się poza Jerozolimą... w arabskiej wiosce. Żydzi, którzy chcą emigrować do Izraela, są pytani przez urzędników, czy wierzą w Jeszuę. Jeśli powiesz „tak", mogą powiedzieć: „więc nie jesteś Żydem i nie masz prawa się osiedlić" – wymienia problemy Eyal. Daleki jest jednak od oskarżania swoich rodaków, widzi w tym raczej proces, w którym wszystko ma swoje miejsce i czas. – Dobrze rozumiem tę postawę współczesnych Żydów. Sam przychodzę z punktu, w którym Jeszua był kimś obcym. Rozumiem też, że mają zbyt wiele skojarzeń ze złymi rzeczami, które nas jako naród spotkały ze strony ludzi pod znakiem krzyża – mówi.

Równolegle do rosnącej liczby Żydów mesjańskich rośnie też liczba chrześcijan odkrywających żydowskie źródła swojej wiary. Trzeba przyznać, że katolików wyprzedzają tu o całe dekady różne wspólnoty protestanckie, głównie tzw. wolne Kościoły ewangelikalne z USA, choć zarazem teologia Izraela jako narodu wybranego jest najlepiej rozwinięta w Kościele katolickim. Tylko całe wieki zaniedbań, złych interpretacji i po prostu grzechów ludzi Kościoła (i katolików, i – później – protestantów) sprawiły, że dziś powrót do biblijnego nauczania o narodzie pierwszego wybrania wydaje się jakimś nadzwyczajnym odkryciem.

Rozmawiałem o tym w zeszłym roku z Beatą i Adamem Dylusami, liderami wspólnoty Haszlama (Pojednanie), zaangażowanymi w ekumenizm oraz we wspomniany ruch TCJII. W wywiadzie dla „Gościa Niedzielnego" mówili m.in. o tym, że tak naprawdę pierwszą schizmą w Kościele było rozejście się chrześcijaństwa i judaizmu. – To napięcie było widoczne już w pismach ojców Kościoła od I do III wieku. Niektórzy czerpali z tradycji hebrajskiej, ale byli i tacy, którzy mówili, że teraz odcinamy się od wszystkiego, co żydowskie. Istotne były też decyzje Soboru Nicejskiego z 325 r., kiedy data Wielkanocy została oddzielona od świąt żydowskiej Paschy – uważają Beata i Adam.

Dostrzegają jednak, że to rozejście miało swoje przyczyny po obu stronach, choć w przypadku Żydów było to dodatkowo uwikłane w kontekst polityczny. – To, że Żydzi około 90 r. oficjalnie na synodzie rabinów w Jawnem zdecydowali, iż każdy, kto wyznaje Jezusa jako Mesjasza Izraela, jest wykluczony z synagogi, było spowodowane sytuacją polityczną. Trwała okupacja rzymska. Wierzący Żydzi byli oskarżani o pasywność, ponieważ nie przyłączali się do powstań, a nawet twierdzili, że mogą być one formą Bożego osądu z powodu niewiary Izraela. Później jednak podobny krok wobec Żydów zrobił Kościół. Następowało stopniowe eliminowanie żydowskiej wrażliwości. Podczas II Soboru Nicejskiego w 787 r. zabroniono wszystkim Żydom, w tym Żydom wierzącym w Jezusa, m.in. obchodzenia szabatu i praktykowania swoich obyczajów. Później doszły regulacje: Żyd, który przechodził na chrześcijaństwo, musiał wyrzec się swoich korzeni i przekląć je. I tak było aż do Soboru Watykańskiego II. Jeszcze Edyta Stein, kiedy przechodziła na chrześcijaństwo, musiała te wszystkie formuły wypowiadać, żeby przyjąć chrzest, co było dla niej raniące, bo przecież pozostawała Żydówką – mówią Dylusowie. Przez całe wieki nieporozumień błędna teologia, polityka i społeczne uprzedzenia wymieszały się w stopniu trudnym dziś do wyprostowania.

Pokochać Żydów

Dlatego za prawdziwy cud trzeba uznać zmianę, jaka zaszła w Kościele wraz z Soborem Watykańskim II. Ponowne wczytanie się w całe nauczanie św. Pawła, a nie tylko w wyrwane z kontekstu fragmenty, nie pozostawia wątpliwości. W 11. rozdziale Listu do Rzymian Apostoł analizuje z jednej strony dramat odrzucenia Mesjasza przez naród wybrany, z drugiej zaś pokazuje, że poganie, przyjmując chrzest, zostali wszczepieni w szlachetne drzewo, a te gałęzie, które odpadły, mogą zostać jeszcze przywrócone: „Jeżeli zaś niektóre gałęzie zostały odcięte, a na ich miejsce zostałeś wszczepiony ty, który byłeś dziczką oliwną, i razem [z innymi gałęziami] z tym samym korzeniem złączony na równi z nimi czerpałeś soki oliwne, to nie wynoś się ponad te gałęzie. A jeżeli się wynosisz, [pamiętaj, że] nie ty podtrzymujesz korzeń, ale korzeń ciebie. Powiesz może: Gałęzie odcięto, abym ja mógł być wszczepiony. Słusznie. Odcięto je na skutek ich niewiary, ty zaś trzymasz się dzięki wierze. Przeto się nie pysznij, ale trwaj w bojaźni! Jeżeli bowiem nie oszczędził Bóg gałęzi naturalnych, może też nie oszczędzić i ciebie (...). A i oni, jeżeli nie będą trwać w niewierze, zostaną wszczepieni. Bo Bóg ma moc wszczepić ich ponownie. Albowiem jeżeli ty zostałeś odcięty od naturalnej dla ciebie dziczki oliwnej i przeciw naturze wszczepiony zostałeś w oliwkę szlachetną, o ileż łatwiej mogą być wszczepieni w swoją własną oliwkę ci, którzy do niej należą z natury" (Rz 11, 17–24).

Nieco dalej św. Paweł mówi wprost: „I tak cały Izrael będzie zbawiony" (Rz 11,26a), oraz wypowiada kluczowe zdanie: „Bo dary łaski i wezwanie Boże są nieodwołalne (Rz 11,29). Krótko mówiąc: naród Izraela nigdy nie przestał być narodem wybranym, bo Bóg nie może nie dotrzymać swoich obietnic i nie może zaprzeczyć samemu sobie.

Eyal tak mówił mi o tym podczas naszego ostatniego spotkania w Katowicach: – Widzę duże podobieństwo między zasłoną, która jest na oczach Żydów nieuznających Jezusa za Mesjasza, a zasłoną, która jest na oczach narodów negujących rolę Izraela. To praktycznie ta sama zasłona. A Bóg ściąga zasłonę z oczu nas wszystkich – jest coraz więcej Żydów uznających Jezusa za Mesjasza i coraz więcej narodów rozumiejących rolę Izraela. Musimy wszyscy uznać, że jesteśmy grzesznikami, i skupić się na osobie Jeszuy. Bóg jakby ciągle testował naszą pokorę. Kiedy Pan posyła swojego Syna, testuje swój naród – tak jak potraktują Jeszuę, tak traktują Boga. I tak samo testuje narody – tak jak traktują Izrael i Żydów, tak traktują Boga. Jakby chciał im powiedzieć: niezależnie od tego, jak mocno uwielbiacie Mnie i czcicie, jeśli nie traktujecie Izraela tak, jak was o to proszę, występujecie przeciwko Mnie – dodaje. Ma świadomość, że miłość do Izraela nie jest, tak po ludzku, łatwa.

– Kiedy widzę ludzi kochających Izrael, uznaję to za cud. Ja czasem mam problem, by kochać swój naród. Parę tygodni temu przyjechała do Izraela pewna grupa Żydów z Afryki, niektórzy po raz pierwszy. Byli trochę rozczarowani, bo mówili, że czytali Biblię i myśleli, że to ziemia rzeczywiście mlekiem i miodem płynąca, a tu same pustynie i skały. I pomyślałem: to prawda. Wybierając ziemię dla siebie, Bóg nie wybrał najpiękniejszej ziemi. Tak samo jest z narodem Izraela: Izraelici nie są najpiękniejsi, najbardziej utalentowani i najbardziej moralni – i to duży kłopot dla innych, żeby ich zaakceptować. Kiedy czytasz Biblię, widzisz, jak grzeszni jesteśmy. Trudno jest nas kochać. Ale to jest wyzwanie, jakie Bóg stawia przed narodami, jakby mówił: „Ja kocham ten naród, czy macie wolę kochać ich w ten sam sposób?".