Powód za pięć milionów

Słyszę: to niesprawiedliwe, żeby tylko muzeum dostało te pieniądze

Dariusz Stola w Muzeum POLIN, luty 2020 r. MACIEJ ZIENKIEWICZ DLA „TP”

Dariusz Stola w Muzeum POLIN, luty 2020 r. MACIEJ ZIENKIEWICZ DLA „TP”

Źródło: Michał Okoński - Dariusz Stola, Tygodnik Powszechny

Dariusz Stola: Idę do ministerstwa, mówię, że się cieszę z tego spotkania, bo najwyższy czas brać się do roboty. I słyszę, że nie: że musimy o tym poważnie porozmawiać, bo to niesprawiedliwe, żeby tylko muzeum dostało te pieniądze.

ICHAŁ OKOŃSKI: Co Pan teraz zrobi?

DARIUSZ STOLA: Spróbuję napisać artykuł, właściwie już zacząłem, ale idzie mi jak krew z nosa: przy pracy naukowej i zarządzaniu mózg pracuje jednak na różne sposoby. O czym Pan pisze?

Wracam do tematu, którym zajmowałem się przed sześcioma laty. Natura reżimu komunistycznego po stalinizmie.

O, nie o Żydach.

Bo ja nie jestem historykiem tylko od spraw polsko-żydowskich.

Przez 5 lat, do 2019 r., był Pan dyrektorem Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN. Później wygrał Pan konkurs na to stanowisko, ale przez 9 miesięcy minister Piotr Gliński nie podpisywał Pańskiej nominacji. W ubiegłym tygodniu oświadczył Pan, że rezygnuje. Dlaczego teraz?

W ubiegłym tygodniu pan minister oznajmił jednoznacznie i przy świadkach, że mnie nie mianuje. Moje późniejsze oświadczenie, że dla dobra...

(...)

To, co jest neutralne i tolerowane dziś, za trzy miesiące może dostać epitet antypolskie, lewackie, wrogie. W partii rządzącej widać coś takiego, jak wewnętrzna dynamika radykalizacji. Przecież do nas przez lata nikt się nie przyczepiał. Ministerstwo lojalnie wpłacało dotacje, ministrowie pojawiali się na otwarciach wystaw. Prezydent Duda zwiedził wystawę główną, sam go oprowadzałem i pamiętam, jak na koniec powiedział, że każdy młody Polak powinien ją zobaczyć. Mnie się wydaje, że władze chcą opowiadać o historii Polski tak, żebyśmy mogli czuć się z niej dumni. „Pedagogika wstydu”, przeciwko której oponują, osłabia wspólnotę.

Gdyby chodziło o opowiadanie historii w jej chwalebnym wydaniu, to mógłbym im zarzucać jedynie nadmierne uproszczenia, ale spora część wysiłków władz zmierza do zamiatania pod dywan rzeczy nieprzyjemnych, a to już przeinaczanie historii. Do tego dochodzi zwalczanie brzydkimi metodami tych, którzy ­mówią o ­rzeczach niechwalebnych: grożenie prokuratorem, opluwanie w mediach itd.

Wie pan, moim zdaniem nasz powód do dumy to debata wokół „Sąsiadów” albo wiedza, jaką zawdzięczamy Centrum Badań nad Zagładą Żydów. Wielkie osiągnięcie polskiej demokracji i czynnik jej rozwoju. Coś, co wzmacnia, a nie osłabia wspólnotę. Wielokrotnie spotykałem ludzi okazujących Polakom szacunek, bo jako jedyni w Europie Wschodniej okazali się zdolni do poważnej rozmowy na temat trudnych momentów w swojej historii. Co przecież nie znaczy, że np. Gross jest niekrytykowalny. Sam podważałem tezę, że oto pół miasteczka zabiło drugie pół miasteczka – nieprawdziwą i pedagogicznie przeciwskuteczną. Ale była to dyskusja, a nie nagonka.

Zanim uderzono w POLIN, zaatakowano Muzeum II Wojny Światowej.

Można się było spodziewać tego ataku, bo był to sztandarowy projekt Donalda Tuska w zakresie polityki historycznej, stanowiący poważne wyzwanie dla ­PiS-u, i to na kluczowym polu – pamięci o latach 1939-45. Moim zdaniem było to wybitne muzeum, znakomicie oddające środkowoeuropejskie doświadczenie wojny. Nie doświadczenie mężczyzn w mundurach, tylko okupowanych cywilów. A że ta perspektywa była dla PiS niewygodna, więc pod wydumanymi zarzutami doprowadziło do przejęcia placówki.

W trakcie ataku na MIIWŚ było już jasne, że następnym celem będzie Europejskie Centrum Solidarności – bo czy władza może tolerować muzeum, po którym przechadza się żywy Lech Wałęsa?

No to musiał się Pan spodziewać ataku na POLIN.

Nie sądziłem, że nastąpi tak szybko.

(...)