Naprawa świata (Dz 2,1–21)

Ks. bp Marek Izdebski w kościele ewangelicko-reformowanym w Łodzi (fot. Michał Karski)

Ks. bp Marek Izdebski w kościele ewangelicko-reformowanym w Łodzi (fot. Michał Karski)

Źródło: Jednota

Kazanie na święto Zesłania Ducha Świętego

31 maja 2020 r.

Kiedy nadszedł dzień Pięćdziesiątnicy, znajdowali się wszyscy razem na tym samym miejscu. Nagle powstał z nieba szum, jakby wiejącego silnego wiatru, i napełnił cały dom, w którym przebywali. Ukazały się im też języki jakby z ognia, które się rozdzielały i na każdym z nich spoczął jeden. Wszyscy zostali napełnieni Duchem Świętym i zaczęli mówić innymi językami, tak jak im Duch pozwalał mówić. Przebywali wtedy w Jeruzalem pobożni Żydzi ze wszystkich narodów pod niebem. Kiedy więc powstał ten szum, tłum zgromadził się i zdumiał, bo każdy słyszał, jak przemawiali w jego własnym języku. Byli zaskoczeni, dziwili się i pytali: Czy ci wszyscy, którzy przemawiają, nie są Galilejczykami? Jak więc każdy z nas słyszy swoją mowę ojczystą? Partowie, Medowie, Elamici, mieszkańcy Mezopotamii, Judei, Kapadocji, Pontu, Azji, Frygii, Pamfilii, Egiptu, tych części Libii, które leżą blisko Cyreny, przybysze z Rzymu, Żydzi oraz prozelici, Kreteńczycy i Arabowie – słyszymy ich, jak w naszych językach głoszą wielkie dzieła Boga. Wszyscy byli zaskoczeni i nie wiedzieli, co myśleć. Mówili jeden do drugiego: Co to może znaczyć? Inni natomiast drwili: Upili się młodym winem.

Mowa Piotra w dniu Pięćdziesiątnicy

Wtedy Piotr stanął razem z Jedenastoma i przemówił do nich donośnym głosem: Judejczycy i wszyscy mieszkańcy Jeruzalem, przyjmijcie to do wiadomości i posłuchajcie uważnie moich słów. Ci ludzie nie są pijani, jak przypuszczacie, bo jest dopiero trzecia godzina dnia, ale spełnia się przepowiednia proroka Joela: „W ostatnich dniach, mówi Bóg, wyleję Mojego Ducha na wszelkie ciało i będą prorokowali wasi synowie i córki. Wasi młodzieńcy będą mieli widzenia, a starcy sny. Nawet na Moich niewolników i niewolnice wyleję w tych dniach Mojego Ducha i będą prorokowali. Uczynię cuda w górze na niebie i znaki na dole na ziemi: krew i ogień, i kłęby dymu. Słońce zamieni się w ciemność, a księżyc w krew, zanim nadejdzie dzień Pana, wielki i wspaniały. Każdy, kto będzie wzywał imienia Pana, będzie zbawiony”.

Dz 2,1–21 (przekład Biblii Ekumenicznej)

Drogie Siostry, Drodzy Bracia,

Przeżywamy dziś, jako Kościół chrześcijański, Dzień Zesłania Ducha Świętego. To był bardzo niezwykły dzień w życiu pierwszych wyznawców Chrystusa. Początek Kościoła chrześcijańskiego. Jak czytamy w tekście z Dziejów Apostolskich: Tam, gdzie zebrało się wielu ludzi, „nagle powstał z nieba szum, jakby wiejącego silnego wiatru”, wszyscy zaczęli mówić, w różnych językach. Ale wszyscy rozumieli wszystkich. Ludzie byli „zaskoczeni i nie wiedzieli, co myśleć. Mówili jeden do drugiego: co to może znaczyć?”.

Bóg objawiał się Ludowi Bożemu na różne sposoby: w ciszy, w gorejącym krzaku, w cichym wietrze, w mądrych słowach, poprzez uzdrowienia, poprzez cuda, tak jak przy rozmnożeniu chleba, albo w przemianie w Kanie Galilejskiej. Tu, gdy posłał Ducha Świętego po Zmartwychwstaniu, uczynił to w sposób, który i dziś nazwalibyśmy spektakularnym. Szum ludzkiej mowy, mieszanina zadziwienia, lęku, niepewności. Niektórzy może chcieli uciec z tego miejsca. Bo czyż nie jest tak, że człowiek, nawykły do rutyny codzienności, często chce uciekać przed tym, co nowe, nienazwane, nieogarnięte jeszcze ludzkim umysłem? Lubimy wszystko mieć pod kontrolą. Lubimy definiować, bo właściwa definicja danego wydarzenia pozwala nam się zdystansować od tego, co przerasta naszą możliwość zrozumienia. Dlatego szybko znaleźli się ci, którzy widzieli w tym dziwnym wydarzeniu efekt upicia się młodym winem przez zebranych. Wiadomo, osoby nietrzeźwe łatwiej zlekceważyć, bo one, w naszym rozumieniu, nie mogą być nosicielami żadnego przesłania, tylko niekoherentnej mowy, nic nie znaczącej.

Generalnie nie czujemy się dobrze w kakofonii niezrozumiałych dźwięków, wrzuceni w sytuację, w której wokół słyszymy wielość języków, czujemy się zagubieni. Lubimy przebywać wśród tych dźwięków, krajobrazów, zapachów, które znamy, i ludzi, którzy są tacy sami jak my. I to do takich ludzi, którzy w niczym się od nas nie różnili, przyszedł tamtego dnia Duch Święty i stworzył z nich jeden Kościół. Miejsce, gdzie pomimo różnic czujemy, że jesteśmy dziećmi jedynego Boga, że język zbawienia, język nadziei potrafi być ponad wszystkie języki świata. Także ponad nasze lęki, ponad uprzedzenia.

Kościół prowadzony przez Ducha Świętego jest Kościołem migrantów. Bo wszyscy, dzięki Bożej łasce, dochodzimy różnymi i często pokręconymi, czasami wąskimi i stromymi drogami od niewiary do wiary, do Chrystusa, do Bożej prawdy. Od pierwszego do ostatniego tchnienia migrujemy w kierunku Boga, jakkolwiek go rozumiemy. Kościół chrześcijański od pierwszego dnia swojego istnienia na Ziemi był Kościołem wielokulturowym, akceptującym przybyszy z różnych miejsc geograficznych, z rozmaitości uprzednich tradycji duchowych. Jego wielokulturowość to zawsze było i jest jego niezbywalne bogactwo. Dał godność niewolnikom, kobietom. Także ludom, których już nikt nie pamięta prócz archeologów, ale które ostały się na kartach Dziejów Apostolskich: Partowie, Medowie, Elamici, Mezopotamczycy, Judejczycy, mieszkańcy Kapadocji, Pontu, Azji, Frygii, Pamfilii, Cyrenejczycy. Oni wszyscy, ze swoją własną historią i kulturą, byli obecni w momencie, gdy rodził się Kościół Jezusa Chrystusa.

I dlatego żaden partykularny „kawałek” Kościoła powszechnego nie może rościć sobie prawa do bycia całym, jedynym, prawdziwym miejscem Bożej obecności. Kościół był i jest miejscem spotkania wszystkich ludów ziemi, wszystkich kultur. Jest dla migrantów, wędrowców poszukujących prawdy. Bo jak czytamy w tekście, apostoł Piotr przemówił do zadziwionych wydarzeniami o wielkim i wspaniałym dniu Pana, który nadejdzie a „Każdy, kto będzie wzywał imienia Pana, będzie zbawiony”.

Kochani,

W języku hebrajskim słowo, które tłumaczymy jako „Duch”, oznaczało wiatr, tak to jest w naszym tłumaczeniu, ale także oddech. Można więc też rozumieć, że ten nagły szum był spowodowany przez tchnienie Boga w owo zgromadzenie. Bóg tchnął swoją żywotną siłę i dał tam zebranym, można rzec, „drugi oddech”, zobaczyli świat na nowo, pełen Bożej mocy i sprawczości.

Teraz, odkąd zaczęła się pandemia koronawirusa, zaczęliśmy chyba wszyscy doceniać, co znaczy oddech dla życia człowieka. Jak wielkim dobrem jest oddychać pełna piersią, gdy pracują dobrze zdrowe płuca, gdy żaden niewidzialny wróg ich nie atakuje. Zwykłe nabranie powietrza, co zazwyczaj wydawało się rzeczą tak normalną i oczywistą, dla wielu tych, którzy zostali przez wirus zaatakowani, stało się droga przez mękę. Ta męka wielu doprowadziła do potwornej śmierci. Ci, którzy przeżyli i wyzdrowieli, też będą naznaczeni tą traumą już na zawsze. Także ci, którzy ratowali, często wbrew nadziei, wierzyli, że uda się ten oddech chorym przywrócić. W tych krytycznych momentach byli oni też przekaźnikami tego potężnego tchnienia Bożego, które miało moc uwolnić płuca i system oddechowy od trawiącej je zarazy. Boże tchnienie jest siłą, która pokonuje wszelkie przeszkody. I dla wielu ludzi ten pierwszy oddech, który wzięli, gdy choroba ich opuszczała, był jednoznaczny z tym, że przywrócił go im Bóg, przywracając ich na nowo do życia.

Drogie Siostry i Bracia,

Apostoł Piotr w swojej mowie do ludu mówi, że zanim nadejdzie ten wielki i wspaniały dzień Pana, „Słońce zamieni się w ciemność, a księżyc w krew, będą krew, ogień i kłęby dymu”. Czasami staramy się omijać te cytaty z Biblii. Wydaje nam się, że są one jakimś reliktem apokaliptycznej wyobraźni pierwszych chrześcijan. Ale takie doświadczenia, jak klęski żywiołowe, wojny, a także pandemie, pokazują, że doświadczenie tragedii, ciemności i bólu nie omija nikogo – ani ateistów, ani wierzących chrześcijan czy ludzi innych wyznań.

Nic nie jest dane raz na zawsze. Tylko Bóg nigdy nie zawodzi, Bóg w Trójcy Jedyny: Ojciec Stwórca, Syn Zbawiciel i Duch Święty Pocieszyciel. Teraz już wiemy, że za każdy oddech, za to, że nasz organizm jest sprawny, że nie poddajemy się złym okolicznościom, że wychodzimy na prostą po różnych bólach i cierpieniach, powinniśmy Bogu składać nasze dziękczynienie. Każdego dnia, zawsze i wszędzie. I powinniśmy być także tymi, którzy dbają o to, aby Ziemia, na której żyjemy, też mogła oddychać. Teraz, z powodu konieczności ograniczenia naszych podróży, produkcji i mobilności nasza Ziemia zyskała nieco oddechu. Np. spadły zagrożenia smogowe. Jeżeli chcemy, aby Ziemia była nadal miejscem nadającym się do życia dla wielu pokoleń, które przyjdą po nas, musimy zmienić nasze podejście do tego, jak rozumiemy biblijny nakaz „czynienia jej sobie poddaną”. Co to znaczy: czy rabunkową eksploatację jej zasobów, czy niszczenie środowiska, czy też podjęcie wysiłku na rzecz jej uratowania?

To wielkie zadanie dla nas wszystkich, zadanie ekumeniczne również dla Kościołów, dla wszystkich religii, które czują to tchnienie Boże. Język hebrajski ma określenie tikkun olam – naprawa świata. I myślę, że przesłaniem na święto Zesłania Ducha Świętego powinno być właśnie to, że naszym obowiązkiem jest naprawa tego, co ludzkość zepsuła, uszkodziła. Prośmy go, aby dał nam odpowiednie rozeznanie i mądrość oraz siłę modlitwy i siłę czynu, abyśmy mogli temu wyzwaniu sprostać. Razem, jako ludzie, wierzący i niewierzący. Ale ludzie dobrzy.

Amen.


ks. bp Marek Izdebski – biskup Kościoła Ewangelicko-Reformowanego w RP