Nieustająca aktualność Tory (Szlach lecha)

Komentarze do Tory Stanisława Krajewskiego

Stanisław Krajewski w Tatrach

Stanisław Krajewski w Tatrach

W ubiegłym tygodniu w Izraelu i w synagogach reformowanych czytane były rozdziały 13-15 Księgi Liczb. Dodam, że ja miałem przyjemność odczytywać – w maseczce, po uprzednim zdezynfekowaniu rąk (bo po kolei dotykamy tych samych przedmiotów) – akurat część tego fragmentu, który tu komentuję. W rozdziale 14 opisana jest reakcja na raporty (streszczone w poprzednim rozdziale) przekazane przez dwunastu zwiadowców, którzy odwiedzili Ziemię Obiecaną. Jak wiadomo, dziesięciu z nich mówi, że nie ma szans na sukces w konfrontacji z tamtejszymi mieszkańcami. To wywołuje bunt. Prawie wszyscy chcą wracać do Egiptu. Wydaje mi się, że reakcja Mojżesza jest pouczająca dla nas wszystkich. Nie jest to oczywiste, bo możemy wątpić, czy ta historia ma przełożenie na nas: przecież ważną składową opisanej w Torze sytuacji jest bezpośrednia interwencja Boga; teraz niczego takiego nie oczekujemy, a wielu z nas wątpi, czy w ogóle warto taką opowieść traktować poważnie. Jednak rozpacz ludzi, zwątpienie ludu, bunt mas to zjawiska całkowicie z naszego świata, a opisana w tekście reakcja Mojżesza jest godna uwagi i może stanowić wskazówkę dla liderów w naszych czasach.

Co robi Mojżesz w obliczu „szemrania” zrozpaczonego ludu – „wszystkich” Izraelitów – i ich deklaracji, że wybiorą sobie innego wodza, który poprowadzi ich z powrotem do Egiptu? Pada na twarz „wobec całego zgromadzenia”. Można różnie to rozumieć – może korzy się przed ludem, a może modli się w obecności wszystkich? Tak czy inaczej wykazuje postawę pełną pokory. Nie okazuje pewności siebie. W obliczu zmasowanej krytyki nie podkreśla swoich zasług, nie rzuca obietnicami, nie każe sojusznikom wychwalać swoich zalet – a to są taktyki, które stosują współcześni politycy i w Polsce, i na całym świecie. Być może w naszych czasach nie da się inaczej. Warto jednak spytać, dlaczego Mojżesz umiał zachować się inaczej. Chyba dlatego, że nie zależało mu tak bardzo na przewodzeniu. Miał poczucie obowiązku – obowiązku, który wypływał z wyższego wymiaru – ale nie zależało mu na „stołku”.

Dwóch zwiadowców próbuje przekonać Izraelitów, że warto spróbować iść do Ziemi Obiecanej, bo Bóg ich wspomoże. Na to „cały zbór” chce ich ukamienować. To wywołuje bezpośrednią interwencję Boga w ich obronie. W rezultacie tych wydarzeń Bóg uznaje, że misja, którą miał realizować ten naród, nie ma szans powodzenia, bo ci ludzi się nie nadają. Czym jest ta misja, nie jest rzeczą najistotniejszą dla dynamiki opisywanych tu wydarzeń, ale warto dopowiedzieć, jakie jest przesłanie Tory w tym względzie: chodzi o utworzenie sprawiedliwego społeczeństwa równych ludzi, czyli dokładną odwrotność Egiptu. Ta misja była nadal aktualna. Mówi więc Bóg do Mojżesza (Lb 14,12 – korzystam z tłumaczenia Cylkowa): „Porażę go morem i wyplenię go, a uczynię z ciebie naród większy i silniejszy od niego!” Mają więc, pozbawieni opieki boskiej, wyginąć wszyscy poza Mojżeszem, jego rodziną i najbliższymi sojusznikami. Z nich ma powstać naród bardziej zdatny do realizacji misji, zaczętej wyjściem z Egiptu i synajskim Objawieniem. Trudno sobie wyobrazić większe dowartościowanie. Jednak reakcja Mojżesza jest jednoznaczna: wstawia się za ludem. Rozpoczyna targ z Bogiem, wskazując, że śmierć Izraelitów będzie oznaczać poniżenie Imienia Boga w oczach narodów. Dla wielu z nas brzmi to naiwnie, bo właściwie co może obchodzić Wiekuistego opinia jakichś ludzi? Niemniej jednak ta idea jest do dzisiaj głównym motywem judaizmu: to, co wiadomo o Bogu, bierze się z tego, co się dzieje z jego świadkami, czyli Żydami.

Niezależnie od tego, jak ocenimy wartość powyższej idei, ważne jest to, że Mojżesz broni „całego” ludu. Prosi znowu o odpuszczenie win, czyli broni i reprezentuje również swoich krytyków, przeciwników, rywali. I robi to nie na pokaz, żeby zrobić wrażenie na wyborcach, ale na osobności – w sytuacji zagrożenia ze strony przemożnej siły. Oby każdy prezydent i kandydat na prezydenta reprezentował cały naród – naprawdę, a nie tylko deklaratywnie i na pokaz, oby chciał być dla całego społeczeństwa, a nie tylko dla swoich wyborców, oby był gotów w obronie (nawet) swoich oponentów narazić się najwyższym siłom, nie mówiąc już o szefie partii, która go popiera…