Nieustająca aktualność Tory (Waetchanan)

Komentarze Stanisława Krajewskiego do Tory

Stanisław Krajewski w Tatrach

Stanisław Krajewski w Tatrach

W ubiegłym tygodniu w synagogach czytane były kolejne rozdziały z Księgi Powtórzonego Prawa, a mianowicie od 3,22 do 7,11. Jest w nich streszczenie poprzednich wydarzeń oraz kilka najbardziej znanych fragmentów, w tym druga wersja Dziesięciorga Przykazań a także najsłynniejszy werset Tory, który dosłownie przetłumaczony – przy czym niewymawialne Imię czteroliterowe oddaję tu jako „Wiekuisty” – brzmi: „Słuchaj Izraelu – Wiekuisty, nasz Bóg, Wiekuisty jeden” (Pp 6,4). Na różne sposoby można go rozumieć. Jest to fascynujące, ale trudno w tym widzieć szczególną aktualność. Dlatego to pomijam. Skupię się na niepozornym wersecie, który zresztą również wydaje się zupełnie bez związku z tym, co nas aktualnie zajmuje.

Mianowicie czytamy: „Nie doświadczajcie Wiekuistego, Boga waszego, jakeście doświadczali go w Massa!” (PP 6,16, tłum. Izaaka Cylkowa). W innych tłumaczeniach mówi się o wypróbowywaniu, próbie. Jak można poddać próbie samego Boga? Aby to zrozumieć, trzeba cofnąć się do Księgi Wyjścia, gdzie (w rozdz. 17) jest opisane, co zdarzyło się w Massa (ten termin oznacza właśnie próbę). Otóż lud szemrał przeciw Mojżeszowi, bo chciał wody. To nie wygląda dziwnie: woda na pustyni jest trudno osiągalna. Problem w tym, że ich niezadowolenie miało głębszy wymiar: szemrali dlatego, że zwątpili w sens wyjścia z Egiptu. Zaufanie do najwyższego sensu ich doświadczeń było warunkowe: jeśli dostaniemy wodę i inne potrzebne rzeczy, uwierzymy; w przeciwnym razie – nie. Tymczasem przekaz judaizmu brzmi: zaufaj, niezależnie do sytuacji, zarówno wtedy, gdy na tym zyskujesz, jak i wtedy, gdy tracisz. Chodzi o straty konkretne, namacalne. Bo nawet wtedy, gdy tracimy, mamy perspektywę otrzymania czegoś ważniejszego, głębszej satysfakcji. Wierzymy mimo wszystko. Na takiej świadomości opiera się, w moim przekonaniu, fenomen przetrwania Żydów. To przetrwanie wbrew wszelkim kalkulacjom socjologicznym i politycznym musi wypływać z czegoś, co wykracza poza zjawiska badane w naukach społecznych.

W przykazaniu z naszego czytania chodzi więc o to, żeby nie wypróbowywać Boga, czyli nie stawiać warunków w rodzaju spełnienia naszych zapotrzebowań. To, co najwyższe, wymaga lojalności bezwarunkowej. Czy da się zinterpretować tę wskazówkę w sposób niekonfesyjny i, co więcej, niefideistyczny, czyli w oderwaniu od wiary typu religijnego? Czym byłby wówczas odpowiednik Boga? Otóż jedną z możliwości jest uznanie, że chodzi o najwyższe wartości, które wymagają lojalności. Ich obecność w naszym życiu społecznym jest w dużej mierze poza naszą kontrolą, a zarazem jest niezbędna do odczuwania głębszej satysfakcji.

W obliczu aktualnego kryzysu cywilizacyjnego wszyscy odczuwamy frustrację. Po ostatnich wyborach wiele osób odczuwa zniechęcenie. W obecnej sytuacji ponosimy straty różnego rodzaju: materialne, w zakresie bezpieczeństwa socjalnego, w sferze stabilności społecznej, z powodu wykruszania się instytucji. Wydaje mi się, że dla wielu ludzi wniosek jest taki: uzyskajmy coś dla siebie, załapmy się, skorzystajmy nawet wtedy, gdy jest to wbrew wyższym wartościom; sprawiedliwość, rzetelność, prawdomówność, uczciwość nie popłacają; cynicy wygrywają. Na skontrowanie takiej postawy nie wystarczą raczej argumenty socjologiczne i polityczne. One są ważne – można analizować trendy społeczne i wyliczać oczekiwania wyborców. Jednak potrzebujemy czegoś więcej. Głębszego zaufania, które nie jest zależne od bezpośrednich skutków zjawisk społecznych i wyników wyborów. Wiary w sens. W sens świata. Wiary mimo wszystko.