Śmierć uchodźców na granicy z Białorusią. Siostra Chmielewska: Boże, wybacz nam

Siostra Małgorzata Chmielewska

Fot. Jan Rusek / Agencja Gazeta

Źródło: Wiadomości Gazeta.pl

Siostra Małgorzata Chmielewska kolejny raz zabrała głos w sprawie dramatu grupy uchodźców na granicy polsko-białoruskiej. Przełożona wspólnoty Chleb Życia w mocnych słowach odniosła się do niedzielnych doniesień o śmierci kilkorga migrantów.

"To ludzie, nie śmieci przerzucone zza płotu sąsiada. Ludzie, którym nikt nie pomógł. Jedni nie pomogli - bo nie chcieli, inni - bo im nie dano szansy. Ludzie - ofiary cyników, złudnej nadziei na lepsze życie. Boże, wybacz nam" - napisała w niedzielę późnym wieczorem siostra Małgorzata Chmielewska na swoim facebookowym profilu. Tego dnia na granicy polsko-białoruskiej odnaleziono zwłoki kilkorga uchodźców. Wpis przełożonej wspólnoty Chleb Życia jest najprawdopodobniej jej odpowiedzią na te doniesienia.

"To ludzie". Siostra Chmielewska przypomina: "Obowiązkiem chrześcijan jest podać rękę ofiarom"

To nie pierwszy raz, gdy siostra Chmielewska zabiera głos w sprawie sytuacji uchodźców na granicy Polski i Białorusi. Dramatowi migrantów poświęciła m.in. tekst zamieszczony przed miesiącem na blogu wspólnoty Chleb Życia, zatytułowany "To nie fala, to ludzie". Jak wyjaśniła, jest to parafraza tytułu książki "To nie deszcz, to ludzie", wywiadu-rzeki z Haliną Birenbaum, byłą więźniarką obozu w Oświęcimiu. Chmielewska podkreśla w swoim felietonie, że "bez względu na to, kto gra w tę okrutną grę człowiekiem, naszym obowiązkiem, ludzi przyzwoitych, jest podać rękę ofiarom. Naszym obowiązkiem chrześcijan jest podać rękę ofiarom".

Przełożona wspólnoty Chleb Życia przypomina też, że "nie deklaracje o katolickości, lecz konkretne czyny miłosierdzia są świadectwem wiary w Chrystusa. Nie ominiemy, ani my, szarzy ludzie, bez względu na naszą religię, wiarę lub nie-wiarę, rasę, kolor, ani politycy, ani żaden z pasterzy Kościoła zapytania na końcu życia".

Obyśmy się nie zdziwili, że to oni stać będą na bramce u św. Piotra. A tam nikt się nie wytłumaczy, że z powodów politycznych nie podał kubka wody, nie dał schronienia, nie nakarmił, nie próbował ratować życia. To niezwykle pokrętne wytłumaczenie, na które liczą ci, którym wygodna jest obojętność lub nawet wrogość do 'innego'

-zaznacza i przyznaje, że "miłosierdzie niesie za sobą ryzyko". Przytacza przykład osób, które w trakcie II wojny światowej ponosiły ryzyko, próbując ratować Żydów. "Po wojnie wielu z tych, którzy ratowali, bało się do tego przyznać. Nie, nie bali się Niemców, bo ich już u nas nie było. Bali się rodaków" - stwierdza siostra Chmielewska. Podkreśla, że Bóg nie oczekuje, by ratować wszystkich, ale by próbować nieść pomoc tym, "którzy stają na naszej drodze". "Pan Bóg przysyła ich nam jak proroków. Aby się okazało, kim jesteśmy my. Kim jestem" - dodaje.

"Tak. Grupa koczująca na polsko-białoruskiej granicy to sprawa polityczna. Bo wojny toczą politycy. Bo doprowadzają do nędzy i cierpień całych narodów politycy. Bo od polityków bezpośrednio zależy, czy możemy im pomóc. To po prostu "sprawdzam" ze strony Opatrzności lub losu, w wersji dla niewierzących. Sprawdzam kim jesteś człowieku, który masz w rękach władzę. Polityczną, duchową, jakąkolwiek" - kończy swój wpis Małgorzata Chmielewska.