Kanclerz Olaf Scholz dla "Wyborczej": Uzależnienie się od Rosji to był błąd. Naprawiamy go

Polityka zaczyna się od spojrzenia na rzeczywistość. Zwłaszcza wtedy, kiedy nam się ona nie podoba.

Kanclerz Niemiec Olaf Scholz (Fot. Michael Sohn / AP Photo)

Kanclerz Niemiec Olaf Scholz (Fot. Michael Sohn / AP Photo)

Źródło: Wyborcza.pl

Olaf Scholz

Atak Putina na Ukrainę stworzył nową rzeczywistość - i także w Niemczech wiele rzeczy nie może pozostać takimi, jakie są. Rozwoju Unii Europejskiej już nie mogą blokować egoistyczne weta poszczególnych państw - pisze kanclerz Niemiec.

Polityka zaczyna się od spojrzenia na rzeczywistość. Zwłaszcza wtedy, kiedy nam się ona nie podoba.

Na naszą nową rzeczywistość składa się powrót imperializmu do Europy. Wielu miało nadzieję, że ścisłe powiązania gospodarcze i wzajemne zależności przyniosą zarazem stabilność i bezpieczeństwo. Putin swoją wojną przeciwko Ukrainie tę nadzieję zniszczył. Rosyjskie rakiety spowodowały ogromne zniszczenia nie tylko w Charkowie, Mariupolu czy Chersoniu, ale także obróciły w gruzy europejski i międzynarodowy porządek pokojowy ostatnich dziesięcioleci.

Do tego stan naszej Bundeswehry i cywilnych struktur obrony, ale także nasze zbyt duże uzależnienie od rosyjskich surowców energetycznych świadczą o tym, że po zakończeniu zimnej wojny łudziliśmy się co do naszego bezpieczeństwa. Polityka, gospodarka i duża część społeczeństwa nazbyt chętnie wyciągnęły daleko idące konsekwencje ze stwierdzenia byłego ministra obrony, według którego Niemcy otoczone są wyłącznie przyjaciółmi.

To był błąd.

Po cezurze, jaką stanowi atak Putina na Ukrainę, nic nie jest takie jak kiedyś. I dlatego rzeczy nie mogą pozostać takie, jakie są!

Jednak samo stwierdzenie cezury nie jest jeszcze programem. Z cezury wynika wezwanie do działania – dla naszego kraju, dla Europy, dla wspólnoty międzynarodowej. Musimy sprawić, by Niemcy były bezpieczniejsze i odporniejsze, Unia Europejska bardziej niezależna, a międzynarodowy porządek przygotowany na przyszłość.

Wsparcie dla Ukrainy tak długo, jak będzie go potrzebować

Nowa rzeczywistość to 100 mld euro, które przyjęliśmy jako fundusz specjalny dla Bundeswehry. Stanowią one największy przełom w polityce bezpieczeństwa Republiki Federalnej Niemiec. Wyposażamy nasze żołnierki i żołnierzy w sprzęt i umiejętności, których potrzebują, aby w tych nowych czasach móc skutecznie bronić naszego kraju i naszych sojuszników.

Upraszczamy i przyspieszamy nasz zbyt ociężały system zamówień. Wspieramy Ukrainę – tak długo, jak długo tego wsparcia będzie potrzebować: gospodarczo, humanitarnie, finansowo i poprzez dostawy broni. Jednocześnie zapewniamy, by NATO nie stało się stroną w wojnie.

I wreszcie kończymy z naszą zależnością w zakresie polityki energetycznej od Rosji. W przypadku węgla już to osiągnęliśmy. Import ropy naftowej z Rosji chcemy zakończyć do końca roku. Co do gazu - udział importu z Rosji już spadł z 55 do 30 proc.

Ta droga nie jest łatwa, nawet dla tak silnego, zamożnego kraju jak nasz. Będzie nam potrzebna wytrwałość. Już teraz wielu obywateli odczuwa skutki wojny, przede wszystkim wysokie ceny benzyny i żywności. Wielu z niepokojem czeka na kolejne rachunki za prąd, olej czy gaz. W związku z tym rząd federalny przeznacza pomoc finansową w wysokości znacznie przekraczającej 30 mld euro na wsparcie dla obywateli i obywatelek. Różne działania już zaczynają przynosić efekty.

To jest kryzys o skali nieznanej od dekad

Prawda jest jednak taka, że gospodarka światowa stoi przed wyzwaniem nieznanym od dziesięcioleci. Przerwane łańcuchy dostaw, braki surowców, niepewność na rynkach energetycznych powodowana wojną – wszystko to napędza ceny na świecie.

Żaden kraj na świecie nie jest w stanie sam stawić czoła takiemu rozwojowi sytuacji. Musimy trzymać się razem i wspólnie działać – tak jak w naszym kraju już porozumieliśmy się w ramach skoordynowanego działania między pracodawcami, związkami zawodowymi, nauką i decydentami politycznymi. Wówczas – jestem o tym przekonany – wyjdziemy z kryzysu silniejsi i bardziej niezależni, niż byliśmy na początku. To jest nasz cel.

Mój rząd wcześnie zdecydował, by możliwie jak najszybciej uwolnić nas od uzależnienia energetycznego od Rosji. Już w grudniu ubiegłego roku, czyli dwa miesiące przed rozpoczęciem wojny, zajmowaliśmy się kwestią tego, jak w razie awaryjnej potrzeby możemy zapewnić zaopatrzenie naszego kraju w energię. Kiedy w lutym Putin wszczął swoją wojnę, byliśmy już zdolni do natychmiastowego działania.

Plany przewidujące m.in. dywersyfikację naszych dostawców czy budowę terminali gazu płynnego były przygotowane. I właśnie są wprowadzane w życie. Przejściowo i z ciężkim sercem musimy jednak podpiąć do sieci elektrownie węglowe.

Odnośnie magazynów gazu określiliśmy minimalne poziomy napełnienia – wcześniej, co dziwne, nie było to określone. Dziś są one już napełnione w większym stopniu niż rok temu o tej porze.

Jednocześnie aktualna sytuacja umacnia nas w realizacji naszego celu, by o wiele szybciej niż dotychczas rozbudowywać odnawialne źródła energii. W związku z tym rząd federalny znacznie przyspieszył procedury planowania instalacji solarnych i elektrowni wiatrowych.

Im więcej energii my wszyscy – przemysł, gospodarstwa domowe, miasta i gminy – w najbliższych miesiącach zaoszczędzimy, tym lepiej.

Tą drogą nie podążamy sami. Jesteśmy zjednoczeni w Unii Europejskiej, a w ramach NATO włączeni w mocny sojusz militarny. I działamy w oparciu o mocne przekonania – z solidarności z zagrożoną w swojej egzystencji Ukrainą, a także dla naszego własnego bezpieczeństwa.

Putin, przykręcając kurek z gazem, używa energii jako broni, także przeciw nam. Nawet Związek Radziecki nie robił tego w czasie zimnej wojny. Jeśli teraz nie przeciwstawimy się agresji Putina, to mógłby pójść dalej.

Widzieliśmy to już – inwazja na Gruzję w 2008 r., potem aneksja Krymu w 2014 r., napaść na wschodnią Ukrainę i wreszcie, w lutym tego roku, na cały kraj. Pozwolenie na to, by Putinowi uszło to na sucho, oznaczałoby, że przemoc może łamać prawo praktycznie bez konsekwencji. Wtedy zagrożona byłaby ostatecznie także nasza własna wolność i bezpieczeństwo.

„Nie możemy już wykluczyć ataku na integralność terytorialną sojuszników"

To zdanie zostało zawarte w nowej koncepcji strategicznej NATO, którą 30 sojuszników wspólnie przyjęło na szczycie w Madrycie pod koniec czerwca. Traktujemy je poważnie i działamy odpowiednio.

Niemcy wyraźnie zwiększą swoją obecność na wschodniej flance Sojuszu – na Litwie, Słowacji, na Morzu Bałtyckim. Czynimy to, by odstraszyć Rosję od ataku na nasz Sojusz. I tym samym wyraźnie pokazujemy – tak, jesteśmy gotowi bronić każdej części terytorium NATO, i to dokładnie tak jak naszego własnego kraju. To zapewnienie składamy. I odwrotnie, na tym zapewnieniu każdego naszego sojusznika możemy polegać.

Na tę nową rzeczywistość składa się także to, że w ostatnich miesiącach kraje Unii Europejskiej bardziej się do siebie zbliżyły. UE zareagowała na agresję Rosji wielką jednomyślnością i nałożyła bezprecedensowo surowe sankcje. Sankcje, które działają, każdego dnia trochę bardziej niż poprzedniego.

Putin nie powinien się łudzić – od początku zdawaliśmy sobie sprawę, że sankcje będziemy musieli utrzymać być może przez długi czas. Jasne jest dla nas też, że w przypadku podyktowanego przez Rosję pokoju ani jedna z tych sankcji nie zostanie zniesiona. Dla Rosji nie ma innej drogi niż takie porozumienie z Ukrainą, które będzie akceptowalne dla Ukrainek i Ukraińców.

Kanclerz Scholz: Niemcy mają zobowiązania wobec świata i wypełniają je[DIE WELT]

Putin chce podzielić nasz kontynent na strefy wpływów, na mocarstwa i państwa wasalne

Wiemy, w jakie katastrofy ten sposób prowadzenia polityki wpędził już kiedyś nas, Europejczyków. W związku z tym na ostatniej Radzie Europejskiej daliśmy jednoznaczną odpowiedź. Odpowiedź, która na zawsze zmieni oblicze Europy – nadaliśmy Ukrainie i Mołdawii status państw kandydujących i potwierdziliśmy perspektywę europejskiej przyszłości Gruzji. Potwierdziliśmy też, że perspektywa akcesyjna wszystkich sześciu państw Bałkanów Zachodnich musi wreszcie stać się rzeczywistością.

Kraje te są częścią naszej europejskiej rodziny. Chcemy, aby były w Unii Europejskiej. Oczywiście droga ku niej jest obwarowana licznymi warunkami. To ważne, by otwarcie to powiedzieć, ponieważ nie byłoby nic gorszego niż dawanie milionom obywateli tych krajów złudnych nadziei. Ale droga jest otwarta, a cel jasny!

Często w ostatnich latach słusznie postulowano, by UE stała się podmiotem geopolitycznym. To ambitny cel, ale słuszny. Podejmując historyczne decyzje w ostatnich miesiącach, Unia Europejska zrobiła duży krok w tym kierunku.

Z niespotykaną dotąd determinacją i jednością powiedzieliśmy: nie wolno pozwolić, aby neoimperializm Putina odniósł sukces.

Koniec zgody na egoistycznie blokowanie ważnych decyzji Unii

Ale nie możemy na tym poprzestać. Naszym celem musi być zwarcie szeregów we wszystkich tych dziedzinach, w których w Europie już zbyt długo zmagamy się z poszukiwaniem rozwiązań. Chodzi m.in. o politykę migracyjną, stworzenie europejskiej obrony, suwerenność technologiczną i demokratyczną odporność na działania państw autorytarnych. Niemcy w najbliższych miesiącach złożą konkretne propozycje w tym zakresie.

Jesteśmy w pełni świadomi konsekwencji naszej decyzji na rzecz geopolitycznej Unii Europejskiej. Unia to prawdziwa antyteza imperializmu i autokracji. Dlatego jest solą w oku takich władców jak Putin. Ciągła niezgoda, ciągły dysonans między państwami członkowskimi osłabia nas.

Dlatego najważniejsza odpowiedź Europy na tę cezurę brzmi: jedność. Musimy ją koniecznie zachować i pogłębić. Dla mnie oznacza to koniec z egoistycznym blokowaniem europejskich decyzji przez pojedyncze państwa członkowskie. Koniec z narodowymi działaniami w pojedynkę, szkodzącym Europie jako całości. Na narodowe weta, np. w polityce zagranicznej, nie możemy sobie już po prostu pozwolić, jeśli nasz głos ma być słyszalny w świecie konkurujących ze sobą mocarstw.

Również w wymiarze globalnym cezura zaostrza już istniejące problemy takie jak ubóstwo, głód, zerwane łańcuchy dostaw i deficyty surowców energetycznych, unaoczniając nam w bardzo brutalny sposób konsekwencje imperialistycznej i rewanżystycznej polityki siły.

Sposób, w jaki Putin traktuje Ukrainę i inne państwa w Europie Wschodniej, ma cechy neokolonializmu. Zupełnie otwarcie marzy o stworzeniu nowego imperium na wzór Związku Radzieckiego lub caratu.

Autokraci na świecie bardzo dokładnie przyglądają się, czy to mu się uda. Czy w XXI wieku liczy się prawo silniejszego, czy siła prawa? Czy na naszym wielobiegunowym świecie multilateralny ład światowy zastąpi brak reguł? Są to pytania, które nasuwają się nam dojmująco i konkretnie.

Z rozmów z naszymi partnerami Globalnego Południa wiem, że wielu z nich zauważa takie ryzyko. A jednak dla wielu wojna w Europie jest daleko, podczas gdy jej skutków doświadczają całkiem bezpośrednio. W tej sytuacji warto spojrzeć na to, co nas łączy z wieloma krajami Globalnego Południa: przywiązanie do demokracji – jak różny nie byłby jej kształt w naszych krajach – Karta Narodów Zjednoczonych, praworządność, podstawowe wartości, jak wolność, równość, solidarność i godność każdego człowieka. Wartości te nie są ograniczone do Zachodu jako sfery geograficznej. Podzielamy je z obywatelkami i obywatelami na całym świecie. Aby obronić tych wartości przed autokracją i autorytaryzmem, potrzebujemy nowego globalnego współdziałania demokracji – a mianowicie ponad granicami klasycznie pojętego Zachodu.

Aby to się udało, sprawy globalnego Południa musimy uczynić naszymi sprawami, musimy unikać podwójnych standardów i spełnić nasze deklaracje złożone tym krajom.

Zbyt często twierdziliśmy, że jesteśmy na równi, ale tak naprawdę tak nie działaliśmy. Musimy to zmienić, choćby z uwagi na sam fakt, że wiele krajów w Azji, w Afryce i w Ameryce Łacińskiej pod względem liczby ludności i siły gospodarczej od dawna jest z nami na równi. Zupełnie świadomie zaprosiłem niedawno na szczyt państw G7 do Niemiec moich odpowiedników z Indii, Afryki Południowej, Indonezji, Senegalu i Argentyny. Staramy się z nimi oraz z wieloma innymi krajami demokratycznymi znaleźć rozwiązania dla problemów naszych czasów – kryzysu żywnościowego, zmian klimatycznych oraz pandemii. We wszystkich tych dziedzinach na szczycie G7 osiągnęliśmy namacalne postępy. Z tych postępów rodzi się zaufanie – także zaufanie do naszego kraju.

Na tym możemy budować, jeśli Niemcy przejmą w tych trudnych czasach odpowiedzialność za Europę i odpowiedzialność na świecie. To może oznaczać tylko: przewodzić razem i łączyć – wypracowując razem z innymi rozwiązania i rezygnując z działań w pojedynkę. Łącząc jako kraj w środku Europy, jako kraj, który leżał po obu stronach żelaznej kurtyny – Wschód i Zachód, Północ i Południe.

Propaganda Putina głosi, że Niemcy i cała Europa zastygły w poczuciu pełnej zadufania sytości, to społeczeństwa już niezdolne do obrony swoich wartości. Jeszcze niedawno tego zdania byli także niektórzy obserwatorzy u nas. W ostatnich miesiącach doświadczyliśmy innej, nowej rzeczywistości.

Unia Europejska jest tak atrakcyjna jak nigdy, otwiera się na nowych członków i jednocześnie będzie się reformować. NATO rzadko kiedy było tak żywotne, a przyjmując Szwecję i Finlandię, zwiększy się o dwóch silnych przyjaciół. Na całym świecie kraje demokratyczne zbliżają się do siebie, powstają nowe sojusze.

Również Niemcy zmieniają się w obliczu wyznaczonej przez wojnę w Ukrainie cezury. Uzmysławia nam ona, jaką wartość mają demokracja i wolność – i że warto ich bronić. Wyzwala to nową siłę. Siłę, której będziemy potrzebować w nadchodzących miesiącach. Siłę, która pozwoli nam wspólnie kształtować przyszłość. Siłę, która tkwi w naszym kraju – to jest w rzeczywistości.

Ten tekst ukazał się także w "Frankfurter Allgemeine Zeitung"