ZNAK 810 (11/2022) Odczarowanie Jezusa

ZNAK 810 (11/2022) Odczarowanie Jezusa - okładka

Źródło: ZNAK

Odczarowanie Jezusa

Jezus nie był kapłanem ani politykiem. Przez większość życia pracował fizycznie. Być może miał doświadczenie krótkiego i bezdzietnego małżeństwa. Teksty z epoki przedstawiły go jako wędrownego nauczyciela, który chciał odnowić więź Żydów z Bogiem. Zdumiewać więc może, że sprawa Jezusa nie skończyła się w ubogiej Galilei jak innych rabbich tego czasu, ale rozeszła się na cały świat.

Mimo kryzysu Kościołów chrześcijańskich Jezus wciąż fascynuje wielu badaczy i ludzi szukających duchowej inspiracji.

Coraz więcej wiemy o życiu w Nazarecie 2 tys. lat temu, o żydowskiej apokaliptyce, o powstawaniu tekstów biblijnych. Wierzący są coraz bliżej postaci, którą swoim życiem powinni naśladować, a naukowe odkrycia każą nierzadko inaczej rozłożyć akcenty niż kościelne nauczanie. Niewierzący zaś mogą dziś lepiej zrozumieć fenomen człowieka, który jak żaden inny wpłynął na bieg historii.

Jaką wiedzę o Jezusie przynoszą nam nowe badania historyczne? Jak wyglądało jego życie przed trzydziestką? Czy chciał stworzyć nową religię? Dlaczego mimo zła w Kościele Jezus wciąż inspiruje?

Odpowiadają: Kalina Wojciechowska, Armand Abécassis, Eligiusz Piotrowski i Tomasz Polak

EDYTORIAL Człowiek, czyli mężczyzna?

Dominika Kozłowska LISTOPAD 2022

Zastanawiam się czasami, jak wyglądałby nasz świat, gdyby Maria urodziła córkę. Gdyby Bóg, który stał się człowiekiem, był kobietą.

Jezus przełamywał patriarchalne wzorce swoich czasów, otaczał się zarówno uczniami, jak uczennicami i nie można posądzać go o mizoginię cechującą niektórych jego wyznawców (zwłaszcza tych późniejszych). Łatwo jednak zrozumieć, dlaczego musiał przyjąć męskie ciało i prowadzić swoją publiczną działalność jako mężczyzna. Można by żartobliwie podsumować to w ten sposób: nawet Bóg musiał podporządkować się obowiązującym wówczas normom kulturowym, społecznym, religijnym i politycznym. A czy dziś mogłoby być inaczej?

Z tego, że Bóg wcielił się w mężczyznę, uczniowie Jezusa, teologowie późniejszych epok wyciągali daleko idące wnioski. Dziś żywo dyskutowana jest kwestia kapłaństwa kobiet. Niedawno synod Kościoła ewangelicko-augsburskiego w Polsce dopuścił ordynację kobiet na księży. Decyzję synodu poprzedzały lata pracy i trudnych rozmów, aby zbudować w Kościele konsensus. Znam osobiście dwie z dziewięciu kobiet, które na początku roku zostały ordynowane i dziś pracują już jako księża. To odważne i oddane swojej pracy osoby! Również wśród postulatów niemieckiej Drogi Synodalnej kwestie feministyczne zajmują kluczowe miejsce. To zresztą jest główną przyczyną napięć w gronie niemieckich biskupów, z których część otwarcie wspiera dopuszczenie kobiet do święceń kapłańskich.

Ważniejszym, bo bardziej dramatycznym w skutkach, wnioskiem było uznanie kobiet za osoby gorsze od mężczyzn. Zaczyna się to już od życia płodowego, ponieważ, jak argumentowali w przeszłości teolodzy, w płód żeński dusza wstępuje później niż w męski. Chrześcijańska teologia nakładała na kobiety większą odpowiedzialność za grzech pierworodny i jego skutki. Przyczyniła się również do głębokiej stereotypizacji kobiecości i przypisania nam cech kulturowo niższych niż mężczyznom. Niektórzy badacze i badaczki porównują ten proces do budowania antyjudaistycznej teologii. A w procesach czarownic widzą podobieństwa do inspirowanych religijnie pogromów Żydów. Procesy wymierzone były – dzięki współczesnym badaniom można to tak określić – przede wszystkim w kobiety niezależne (często również w sensie dosłownym, niepodlegające ochronie mężczyzny – ojca, brata, męża), wychodzące poza ramy norm obowiązujących w kulturze XV–XVII w.

Co chrześcijaństwo może dziś uczynić na rzecz przepracowania tych wielowiekowych uprzedzeń? W jaki sposób może uczestniczyć w budowie kultury równości, godności i szacunku bez względu na płeć? Jak może przeciwdziałać przemocy wobec kobiet? Jak inspirować dialog z islamem, aby wspierać muzułmanki w walce o ich prawa? Niejednokrotnie pisaliśmy na łamach miesięcznika o tym, że młodzi ludzie w Polsce są dziś najszybciej na świecie sekularyzującą się grupą. Wśród tych osób są młode dziewczyny niechcące godzić się na przypisywane im przez mężczyzn role, o których słyszą na lekcjach religii czy w Kościele. Jeżeli chrześcijaństwo nie stanie się religią dla kobiet, nie przepracuje trudnych doświadczeń, w przyszłości może stać się religią bez kobiet.

Ciąg dalszy:

Zwyczajne życie Jezusa

Kalina Wojciechowska LISTOPAD 2022

Co wiemy o Jezusie przed trzydziestką, okresie życia słabo opisanym w ewangeliach? Jakie warunki panowały w jego rodzinnym domu? Gdzie się uczył i pracował? Dokąd podróżował? Czy zawarł małżeństwo?

Wielu podjęło się już opisania wydarzeń, które dokonały się wśród nas, zgodnie z tym, jak je przekazali ci, którzy od początku byli naocznymi świadkami i sługami Słowa. Uznałem też i ja za właściwe, najczcigodniejszy Teofilu, wszystko dokładnie zbadać i po kolei wiernie ci opisać, abyś nabrał przekonania, że to, czego cię nauczono, jest prawdziwe” (Łk 1,1–4; cytaty za Biblią ekumeniczną) – tak chciałoby się napisać przy rekonstrukcji dzieciństwa i młodości Jezusa, zwanych często w literaturze „zaginionymi latami”. Jednak już na początku pojawiają się problemy. Niemożliwe jest oczywiście dotarcie do przekazu „naocznych świadków”. Jeśli nawet udało się to Łukaszowi, to też nie przekazał wszystkich historii. Część z nich pominął, inne przekształcił tak, aby odpowiadały jego założeniom teologicznym i literackim i wpisywały się w koncepcje retoryczne. Postąpił tak samo jak wymienieni przez niego „słudzy słowa” – pobożni kaznodzieje, misjonarze, twórcy innych opowieści o Jezusie z określoną tezą religijną, wychodzący naprzeciw potrzebom odbiorców.

Pominięcie 18 lat z życia Jezusa w ewangeliach kanonicznych wynika przede wszystkim z przyjętej konwencji gatunkowej. Ewangeliści obficie korzystali z ówczesnych wzorców literackich – hellenistycznych żywotów wielkich mężów i przedstawień starotestamentowych bohaterów. Programowo skupiają się więc tylko na pewnych znaczących punktach, do których należą narodziny (zazwyczaj w niezwykłych okolicznościach), nauczanie i odejście bohatera z tego świata. Ewangelie apokryficzne albo powielają ten schemat, albo rozwijają jeden z jego wątków. Zadziwiające, że przez kilkanaście stuleci do tych kwestii nie należały wcale wydarzenia pomiędzy 12. a 30. rokiem życia Jezusa.

Dopiero w XIX w. można zaobserwować większe zainteresowanie „zaginionymi latami” z życia Jezusa. Wiąże się to niewątpliwie z rozwojem badań nad Jezusem historycznym (Geschichte der Leben-Jesu-Forschung/ The Quest of the Historical Jesus) i próbą oddzielenia Jezusa-człowieka od wizerunku Chrystusa ukształtowanego na podstawie dogmatów. Pojawiają się wtedy zarówno rekonstrukcje życia Jezusa uwzględniające wpływ otoczenia na jego nauczanie (np. romantyczna wizja Ernesta Renana, który dzieciństwu, wychowaniu i środowisku młodego Jezusa poświęca aż trzy rozdziały swojej pracy Żywot Jezusa), jak i falsyfikaty powstałe rzekomo w starożytności, naśladujące stylem teksty biblijne (np. Żywot św. Issy opowiadający o pobycie Jezusa w Indiach i Tybecie, który posłużył jako podstawa Nieznanego życia Jezusa Mikołaja Notowicza, rosyjskiego dziennikarza i poszukiwacza przygód). Pośrednim, nie zawsze zamierzonym celem takich publikacji było również wskazanie, że chrześcijaństwo nie niesie za sobą żadnego oryginalnego przesłania, lecz chrystianizuje istniejące już idee, nauki i mity. To z kolei w skrajnych przypadkach skutkowało zanegowaniem istnienia Jezusa historycznego (Bruno Bauer), a przynajmniej daleko posuniętym sceptycyzmem wobec prób dotarcia do niego (Albert Schweitzer, Rudolf Bultmann).

Ciąg dalszy:

Jezus powraca do synagogi

Z Armandem Abécassisem rozmawia Szymon Łucyk LISTOPAD 2022

Jezus nie zrewolucjonizował religii żydowskiej. W jego nauczaniu nie ma nic absolutnie nowego. Czerpał z tradycji, którą dobrze znał. Dziś lepiej czułby się w synagodze niż w kościele.

Kim jest Jezus dla Pana, religijnego i uczonego Żyda? Prorokiem, duchowym przewodnikiem, uzdrowicielem czy jeszcze kimś innym?

Jezus był prorokiem odnawiającym tradycje judaizmu. Aby to dostrzec, nie trzeba zawiłych interpretacji, wystarczy tylko uważnie czytać teksty ewangelijne. Historia Jezusa jest historią całkowicie żydowską. Nigdy nie głosił on swoich nauk poza ziemią Izraela, był obrzezany, przeszedł bar micwę, modlił się w synagodze.

Samo słowo „chrześcijanin” nie narodziło się w ziemi Izraela, tylko w Azji Mniejszej.

XXXXXX

Historię Jezusa interpretowali po swojemu ewangeliści, a potem kościelni teolodzy, aby położyć fundamenty pod nową religię. Podkreślam, że nie podważa to wcale wagi chrześcijaństwa, ale ustawia na nowo relacje między nim a judaizmem w historycznej perspektywie.

To nie Jezus dzieli Żydów i chrześcijan, lecz schrystianizowana opowieść o nim, którą sporządzono długo po jego śmierci. Dlatego swoją ostatnią książkę zatytułowałem Jésus avant le Christ (Jezus przed Chrystusem). Musimy to pojąć, żeby doszło do prawdziwego dialogu chrześcijańsko-żydowskiego. W przeszłości prześladowania Żydów, ich przymusowe konwersje na chrześcijaństwo lub wypędzanie wynikały właśnie z tego, że chrześcijanie nie rozumieli podstaw judaizmu.

Twierdzi Pan w swojej książce, że „Jezus był reformatorem judaizmu, ale nie chciał tworzyć nowej religii” i że gdyby powrócił na nowo dzisiaj, to lepiej czułby się w synagodze niż w kościele. Wobec tego można spytać: skoro chciał reformy judaizmu, a nie zerwania z nim, to dlaczego jego nauczanie sprowadziło na niego nienawiść części współwyznawców, a ostatecznie – śmierć na krzyżu?

Jak prorocy żydowscy z Biblii hebrajskiej Jezus krytykował swoją wspólnotę, a szczególnie politykę władz, uczonych w Piśmie i kapłanów. Nie szczędził też ostrych słów ludowi, zarzucając mu, że nie chce nic zrobić, by zmienić sytuację. W wielu punktach Jezus miał rację, podobnie jak rabini, których zbliżone myśli znajdujemy na kartach Talmudu. Wielokrotnie czerpie on z mądrości wcześniejszych proroków, aby legitymizować swoje nauczanie i koncepcje, skierowane przede wszystkim do własnej społeczności.

Jak dobrze wiemy, nikt nie jest prorokiem we własnym kraju; Jezus, tak jak jego poprzednicy, spotkał się ze sprzeciwem wśród części Żydów. Jerozolimscy kapłani zdali sobie sprawę z ryzyka, jakie wynikało z próby reform, nawet jeśli mogli je uznać za konieczne. W I poł. I w. n.e. świat żydowski był rozdarty między różne kierunki religijne: saduceuszy, faryzeuszy, esseńczyków, zwolenników Jana Chrzciciela i Jezusa.

Ciąg dalszy:

Ślady Galilejczyka

Michał Jędrzejek LISTOPAD 2022

Ostatnie 250 lat badań historycznych niewątpliwie przyniosło lepsze zrozumienie Nowego Testamentu i Jezusa. Jednocześnie wciąż pojawia się pytanie, czy kolejni badacze nie projektują na przekaz ewangelii również własnych odczuć i przekonań.

Fragmenty Anonima

Historię poszukiwań tzw. Jezusa historycznego rozpoczyna się zwykle od prac Hermanna Samuela Reimarusa, niemieckiego wykładowcy języków orientalnych, deisty. Choć już wcześniej wskazywano na rozbieżności między ewangeliami oraz niepewność i wieloznaczność tekstu biblijnego, to Reimarus jako pierwszy zaproponował zupełnie nowy obraz nowotestamentalnej historii. Stwierdził, iż Jezus nie planował założyć nowej religii, głosił jedynie polityczne wyzwolenie Izraela, które jednak nie urzeczywistniło się z powodu Jego pojmania i skazania. Rozczarowani tym uczniowie Jezusa rozwinęli naukę o zmartwychwstaniu i ponownym przyjściu. Reimarus odrzucał biblijne cuda, doceniając jednak „wielkie i szlachetne” nauki etyczne ewangelii. Jego pisma opublikowane pośmiertnie jako Fragmenty Anonima (w latach 1774–1778) sprowokowały w Niemczech ok. 200 polemik i największą debatę teologiczną XVIII w.

2022-11-07-hermann-samuel-reimarus.jpg

Hermann Samuel Reimarus fot. Staats- und Universitätsbibliothek, Hamburg Carl von Ossietzky

Prorok apokaliptyczny

W XIX w. zbudowano zręby współczesnej biblistyki – ustalając zarys chronologii tekstów Nowego Testamentu i formułując hipotezę źródła Q, zbioru wypowiedzi Jezusa, który nie przetrwał do dzisiaj, a z którego mieli czerpać Mateusz i Łukasz. Powstały też liczne książki krytycznie oceniające niektóre elementy ewangelijnego przekazu jako mityczne. Swoje wersje życia Jezusa zaproponowali m.in. David Friedrich Strauss (1835) i Ernest Renan (1863). Wielką popularnością cieszyła się zwłaszcza ta druga, proponująca romantyczny obraz Jezusa jako nauczyciela miłości, pokory i czystego serca.

Ten okres, zwany pierwszym poszukiwaniem (First Quest), wieńczy książka Alberta Schweitzera Von Reimarus zu Wrede. Eine Geschichte der Leben-Jesu Forschung (Od Reimarusa do Wredego. Historia badan nad życiem Jezusa, 1906). Schweitzer był teologiem luterańskim, a także lekarzem, misjonarzem, wirtuozem muzyki organowej, a później laureatem Pokojowej Nagrody Nobla. Po analizie licznych prób rekonstrukcji obrazu Jezusa historycznego stwierdził, że są one zwykle wyrazem projekcji przekonań ich autorów na głównego bohatera ewangelii. Jednocześnie stworzył wpływową koncepcję Jezusa jako proroka apokaliptycznego. W jego przekonaniu głosił On bliski koniec świata (np. „Nie przeminie to pokolenie, aż się to wszystko stanie”, Mk 13, 30), który tłumaczył radykalizm Jego etyki – będącej jedynie etyką tymczasową, na czas przed nadejściem Królestwa. Późniejsi krytycy Schweitzera zwracali uwagę m.in. na to, że Królestwo przedstawiane jest jednak nie tylko jako nadchodzące, ale jako już obecne: „Królestwo Boże pośród was jest” (Łk 17, 21). Spór między rzecznikami obrazu Jezusa apokaliptycznego skierowanego w swoim nauczaniu na „inny świat” (m.in. Dale Allison) a ich krytykami, którzy widzą w Nim raczej uniwersalnego mędrca, uzdrowiciela, sprzeciwiającego się ziemskiej niesprawiedliwości (np. John Dominic Crossan) trwa do dzisiaj.

Ciąg dalszy:

Chrześcijaństwo bez cudowności

Z ks. Eligiuszem Piotrowskim rozmawia Mateusz Burzyk, Michał Jędrzejek LISTOPAD 2022

Zmartwychwstanie może po prostu oznaczać, że śmierć Jezusa nie poszła na marne, bo Jego przesłanie trwa i przez nie wciąż jest On obecny pośród swoich uczniów.

Napisałeś 870-stronicową książkę o zmartwychwstaniu. Chcielibyśmy zacząć od pytania naiwnego, ale takie bywają chyba dla teologów najtrudniejsze. Czy gdyby w I w. n.e. istniały stosowne narzędzia technologiczne, udałoby się nagrać na wideo zmartwychwstanie?

To pytanie zawiera wiele założeń. Po pierwsze, zakładamy, że wiemy, co znaczy zmartwychwstanie. Przyjmujemy najczęściej, że na kamerze nagrałoby się mniej więcej to, co Mel Gibson pokazał w ostatniej scenie Pasji: grób się otwiera, zapadają się płótna okrywające ciało zmarłego, Jezus otwiera oczy, a przez Jego przedziurawione gwoźdźmi dłonie przebija światło. Po drugie, że Jezus w ogóle miał swój grób. Tego nie sposób stwierdzić ze stuprocentową pewnością, gdyż skazańcy w tamtym czasie z reguły trafiali do zbiorowych mogił.

W mojej książce Początki wiary w zmartwychwstanie Jezusa przywołuję kilku teologów, którzy zastanawiali się nad tym, co zarejestrowałyby kamery umieszczone w grobie Jezusa, i konstatowali, że nic.

Pokazujesz w swojej pracy, że wydarzenie, które chrześcijanie przyjmują najczęściej dosłownie, wyobrażając sobie nadprzyrodzone – niektórzy powiedzieliby: „bajkowe” – okoliczności: blask, trzęsienie ziemi, odsuwający się samoistnie kamień i chodzący nieboszczyk, można interpretować inaczej. Z jakich rozmów i doświadczeń wyrosła Twoja wykładnia zmartwychwstania? Czy myślisz, że „współcześni ludzie” nie potrafią lub nie chcą już wierzyć w dosłowne rozumienie tego wydarzenia?

Nie sądzę, by wierzący mieli powszechny kłopot ze sposobem, w jaki opowiada się im w kościołach zmartwychwstanie. Szczerze mówiąc, nikt mi tego nie zgłaszał. Myślę jednak, że podskórnie wielu ludzi ma dziś jakąś trudność z językiem religii, z mówieniem o nadprzyrodzoności ingerującej w świat.

Problem z dotychczasowym rozumieniem zmartwychwstania miałem przede wszystkim ja i musiałem się z tym osobiście uporać. Zacząłem czytać i rozmawiać z innymi teologami, dostrzegając w opowieściach o zmartwychwstaniu coraz więcej niespójności. W książce omawiam ponad 100 teologów, którzy mierzyli się z tematem zmartwychwstania, i mam poczucie, że trudno znaleźć dwóch takich, którzy uważaliby dokładnie to samo. A przecież wydaje się to takie proste.

Kiedy teologia zaczęła dostrzegać te niespójności?

Kamieniem milowym było zastosowanie metody historyczno-krytycznej do tekstów biblijnych. Ewangelie przestano wtedy traktować jak reportaże opisujące dokładnie to, jak było. Zaczęto je postrzegać jak teksty, które wyrażają doświadczenia, przeżycia, myśli i emocje ich autorów. Każdy starożytny tekst – także biblijny – ma swoją historię, tło powstania, cele, którym służy, własną metaforykę.

Zarzuty co do wiarygodności przekazu ewangelicznego pojawiają się co najmniej od epoki oświecenia. Spróbujmy nazwać główne punkty, które trudno ze sobą pogodzić w opisach zmartwychwstania.

Ciąg dalszy:

Między historią a zmyśleniem

Tomasz Polak LISTOPAD 2022

Trwający dwa wieki spór o kluczową dla chrześcijaństwa kwestię rozumienia zmartwychwstania Jezusa i jego religijnych oraz systemowo-instytucjonalnych konsekwencji jest tylko w niewielkim stopniu obecny w świadomości tzw. zwykłych chrześcijan.

A w Polsce nie tylko nie jest obecny w świadomości ogromnej większości katolików, ale, co może się wydać dziwne, także większości absolwentów teologii: katechetów duchownych i świeckich. Przyczyną jest praktyczna nieobecność tego sporu w szkolnym nauczaniu religii i jego bardzo uproszczona i schematyczna obecność podczas magisterskich kursów teologii na wydziałach teologicznych. To zamknięte koło: na studia teologiczne przychodzą osoby, które w szkole nic nie słyszały ani o tym sporze, ani np. o pracy egzegetów z nurtu historyczno-krytycznego, których zasługą jest wydobycie i naświetlenie problemów związanych z odczytaniem nowotestamentowego przekazu o zmartwychwstaniu Jezusa. Ich wykładowcy zaś nie są w stanie uzupełnić tego braku.

Mogę się tu odwołać do własnego doświadczenia. Studenci drugiego roku teologii, którym kiedyś wykładałem teologię fundamentalną, przyjmowali mój wykład jako dziwną wiedzę, którą trzeba odtworzyć na egzaminie, lecz nie wierzyli temu, co mówiłem. Trwali przy „katechetycznych” wyobrażeniach dosłowności przekazu nowotestamentowego o zmartwychwstaniu. Nie byłem wprawdzie jedynym, który pokazywał czy obecnie pokazuje studentom perspektywę historyczno-krytyczną, ale kiedy słucham dzisiaj absolwentów wydziałów teologicznych, mam coraz silniejsze wrażenie, że także w nauczaniu akademickim nastąpił w tej dziedzinie regres. Coraz więcej dydaktyków teologii w naświetlaniu spraw związanych z egzegezą historyczno-krytyczną, i tym samym z rozumieniem w jej świetle przekazu nowotestamentowego, zachowuje rosnący sceptycyzm i ostrożność. Tak jest z pewnością w Polsce, jednak nie jesteśmy tu przypadkiem egzotycznym ani odosobnionym. To problem szerszy. Wystarczy spojrzeć na nazwisko, które kończy podtytuł recenzowanej książki. Uchodzący za wybitnego teologa Joseph Ratzinger / Benedykt XVI zrobił wiele, by zasiać wątpliwości co do potrzeby korzystania z egzegezy historyczno-krytycznej w stosunku do historii Jezusa i przekazu o zmartwychwstaniu. Do tego problemu wrócę w dalszej części tekstu.

Mówię o tym, bo taka sytuacja, znana doskonale Eligiuszowi Piotrowskiemu, czemu w książce wielokrotnie daje wyraz, sprawia, że jego praca jest ogromną szansą na wypełnienie wspomnianej luki w świadomości nauczanych na poziomie szkolnym i na poziomie akademickim. Oraz jak wspomniałem, niestety, także w świadomości wielu nauczających na obu poziomach.

Jest tak z wielu względów. Po pierwsze, dlatego że konstrukcja książki czyni z niej kompendium wiedzy na temat źródeł, historycznych losów i bardzo, by nie powiedzieć: skrajnie, zróżnicowanych interpretacji wiary w zmartwychwstanie Jezusa, a także na temat możliwości rekonstrukcji wydarzeń po ukrzyżowaniu i ich skomplikowanych skutków. O tych komplikacjach więcej niżej. Po drugie, dlatego że przejście z autorem zaproponowanej przez niego drogi jest cenne zarówno poznawczo, jak i „integracyjnie”. Tak skonstruowana książka nie jest mianowicie prostym zbiorem rozsypanych klocków, przedstawianych każdy z osobna i opatrzonych ostrożnym wyrażeniem autorskiego poglądu na zgromadzony materiał, jak to się dzieje w wielu standardowych pracach naukowych, w tym teologicznych. To droga, w której autor towarzyszy nam żywo i krytycznie, nie ukrywając swoich poglądów, ale też ich nie narzucając.

Ciąg dalszy: