Wyrwać Ulmów z pułapki polityki pamięci

Dzieci Ulmów. Fot. ze zbiorów krewnych rodziny Ulmów / www.ulmowie.pl

Dzieci Ulmów. Fot. ze zbiorów krewnych rodziny Ulmów / www.ulmowie.pl

Źródło: "Więź"

Paweł Stachowiak 09 września 2023

Narracja, w której Ulmowie mają być „antidotum na Jedwabne”, zmierza do wykazania, że bohaterstwo było wśród Polaków normą. Podejście takie w istocie odbiera bohaterom bohaterstwo, usiłując przedstawiać ich postawę jako powszechną.

Jeszcze niedawno mało kto znał tę historię. Ulmowie, chłopska rodzina z podkarpackiej wsi Markowa, została zadenuncjowana przez polskiego granatowego policjanta, a później bestialsko zamordowana przez Niemców za pomoc świadczoną Żydom.

Są właśnie wynoszeni na ołtarze: rodzice Wiktoria i Józef oraz ich siedmioro dzieci, także najmłodsze, które zaczęło przychodzić na świat w chwili, gdy oprawcy mordowali jego matkę. Wraz z nimi zginęli także wszyscy ukrywani przez nich Żydzi: Saul Goldman, jego czterech synów i dwie córki oraz wnuczka Chaima Goldmana z Markowej – Lea Didner z córką o nieznanym imieniu oraz Golda Grünfeld (więcej: zob. „Żydzi u Ulmów, czyli rodzina poszerzona”).

Nie zamierzam opisywać tu tragedii w Markowej. Chciałbym przyjrzeć się dzisiejszemu jej obrazowi w pamięci społecznej. Obawiam się bowiem, że, podobnie jak to się stało w przypadku „żołnierzy wyklętych”, mamy tu do czynienia z kolejną odsłoną wojny polsko-polskiej – wojny, w której historia jest tylko kamuflażem, skrywającym bieżące interesy polityczne czy ideowe.

Przeciw prywatyzacji pamięci

Historia żyje w takiej formie, w jakiej pozostaje obecna w naszej pamięci, a pamięć nie jest zdolna do przechowywania obrazu przeszłości w formie całkowicie obiektywnej, jak na zdjęciu bez retuszu. Nawet pamięć naocznych świadków bywa zawodna, a cóż dopiero powiedzieć o kolejnych generacjach? Pamięć historyczną możemy zatem postrzegać na wzór pola uprawnego, na którym da się sadzić nowe, bądź zapomniane, rośliny, a jednocześnie karczować stare, choć zdawałoby się dobrze zakorzenione.

Obawiam się, że mamy w przypadku Ulmów do czynienia z kolejną odsłoną wojny polsko-polskiej – wojny, w której historia jest tylko kamuflażem, skrywającym bieżące interesy polityczne czy ideowe

Paweł Stachowiak

Ta „uprawa” pola społecznej pamięci dokonuje się rękami rozmaitych „rolników”. Czynią to instytucje państwowe, takie jak Instytut Pamięci Narodowej, ale dokonuje się to również poprzez nadawanie kształtu ekspozycjom muzealnym, ustanawianie „miejsc pamięci”, politykę oświatową, preferowanie określonych tematów badań i ułatwianie ich finansowania etc. Wszystkie te działania, które często mają na względzie interes polityczny władzy, opozycji lub rozmaitych stowarzyszeń i środowisk, nazywamy „polityką pamięci”. Nie musi być ona świadomą i cyniczną manipulacją, choć niestety często tak bywa.

Największym zagrożeniem dla dobrej pamięci o Ulmach zdaje się zjawisko dążenia do zawłaszczenia, czyli do uczynienia historycznych postaci, miejsc czy grup czyjąś, sui generis, własnością. W ostatnich latach niejednokrotnie podczas różnych uroczystości upamiętniających, gdy pojawiali się na nich przedstawiciele innego „plemienia”, mogli usłyszeć: „idźcie stąd, to nasi bohaterowie, wy macie swoich”.

Prywatyzacja pamięci to niezwykle groźne zjawisko, pogłębiające podziały w naszym społeczeństwie, niszczące ostatnie elementy wspólnoty. Bohaterowie przeszłości są zapisywani do któregoś z dzisiejszych „plemion”, co powoduje, że przestają interesować, a nawet budzą niechęć wyznawców innej politycznej opcji. Z historią nie ma to nic wspólnego, z polityką owszem.

Pamięć podzielona

Problem prywatyzacji pamięci jest widoczny zwłaszcza w relacjach polsko-żydowskich. Mamy narrację o narodzie bohaterów, pośród którego były nieliczne jednostki niegodne, oraz narrację o winie Polaków, wśród których normą była wrogość i obojętność wobec Żydów, bohaterstwo zaś – wyjątkiem. „Sprawiedliwy” i „szmalcownik” to dwie figury, wokół których organizuje się polska pamięć.

W ten sposób tworzy się „pamięć sprywatyzowana”, podzielona, a nam potrzeba pamięci „dobrej”, integrującej. Pisał o tym przed kilkoma laty na łamach „Więzi” Zbigniew Nosowski w tekście „I Sprawiedliwi, i Jedwabne”.

Aleksander Hertz
Żydzi w kulturze polskiej

  • Wznowienie klasycznego studium o roli Żydów w kulturze polskiej, autorstwa wybitnego eseisty i socjologa mieszkającego od wojny w Nowym Jorku, zmarłego w 1983 roku. „Zasadniczym momentem w tej książce – pisał Hertz – jest pokazanie Żydów polskich jako społeczności kastowej. Z tego faktu – jak sądzę – wynikają inne, zasadnicze elementy tego, co w Polsce nazywało się kwestią żydowską”. Studium to Hertz uważał za opus magnum swego życia.

Charakterystycznym przykładem tej „prywatyzacji” był spór, który rozgorzał przed kilkoma laty wokół inicjatywy upamiętnienia polskich Sprawiedliwych obok Muzeum Historii Żydów Polskich „Polin” w Warszawie. Stosując pewien skrót myślowy, starły się wówczas dwie opcje.

Według pierwszej z nich teren, na którym stanęło Muzeum Polin, centrum dawnego getta, powinien być swoistą enklawą pamięci żydowskiej. Prof. Barbara Engelking, kierowniczka Centrum Badań nad Zagładą Żydów Instytutu Filozofii i Socjologii PAN, tak wyraziła to stanowisko: „Wokół budynku Muzeum powinien być obszar ciszy dedykowany Żydom warszawskiego getta – tym, którzy tutaj żyli, kochali, modlili się i zginęli w okrutny sposób. Tutaj powinna znaleźć się przestrzeń dla żydowskiego dziecka i jego matki – to jest ich miejsce i musimy je dla nich zostawić”.

Wedle tej wizji upamiętnienie Sprawiedliwych byłoby formą ingerencji w czystość pamięci żydowskiej. Sprawiedliwych należy upamiętnić, ale nie tu! Żydzi mają bowiem prawo do „przestrzeni pamięci” niezakłóconej, własnej, prywatnej.

Oponenci – których nie da się żadną miarą sprowadzić do środowisk nacjonalistycznych, byli bowiem wśród nich ludzie tacy jak prof. Adam Rotfeld, sam uratowany z Zagłady – nie godzili się na wytyczanie ogrodzonych „obszarów pamięci”, gdzie nie ma miejsca dla kogoś, kto nie jest „nasz”.

Tak wyrażał to stanowisko znakomity historyk, twórca gdańskiego Muzeum II Wojny Światowej, prof. Paweł Machcewicz: „Muzeum Historii Żydów Polskich nie może pokazywać świata polskich Żydów jako izolowanej społeczności. Ma opowiadać o wielu wiekach sąsiedztwa z Polakami, zarówno o jego dobrych kartach, jak i najbardziej złowrogich. W tej opowieści musi się znaleźć miejsce dla Sprawiedliwych”.

To słuszne argumenty. Prywatyzacja pamięci niszczy wspólnotę, wzmacnia stereotypy, poszerza przestrzeń sporów. W imię jakiej wartości mielibyśmy jej dokonywać?

Bohaterstwo jako norma?

Czy w przypadku pamięci o Ulmach powtarza się schemat sporu wokół Muzeum Polin? Chyba nie w takim samym kształcie. Widoczne jest tutaj inne, choć podobne, niebezpieczeństwo. Beatyfikacja tej konkretnej rodziny bywa traktowana jako wyniesienie na ołtarze polskiej wspólnoty narodowej, ostateczny argument przeciw tezie o polskiej współwinie za Zagładę.

Przypomnę słowa historyka, a jednocześnie byłego senatora PiS, prof. Jana Żaryna: „Rodzina Ulmów to ilustracja zjawiska bardzo szerokiego, jakim było ratowanie Żydów przez Polaków w czasie II wojny światowej. W tę działalność zaangażowane były nie tuziny, nie setki, nie tysiące, lecz setki tysięcy osób”. Jego zdaniem „ratowanie Żydów to była kategoria narodu polskiego”.

Taka narracja, w której Ulmowie mają być „antidotum na Jedwabne”, zmierza do wykazania, że bohaterstwo jednoznacznie było wśród Polaków normą. Podejście takie w istocie odbiera bohaterom bohaterstwo, usiłując przedstawiać ich postawę jako powszechną. Prowadzi również oczywiście do usuwania z pamięci o Ulmach tego, co od stereotypu odbiega.

Na przykład z trudnością odnajdziemy informacje, że przed 1939 r. Józef Ulma był aktywistą Związku Młodzieży Wiejskiej RP „Wici”, organizacji domagającej się reformy rolnej, w tym parcelacji dóbr kościelnych, i z tego powodu ostro zwalczanej przez wielu księży. Polityczne zaangażowanie Ulmy doprowadziło nawet do jego publicznego konfliktu z markowskim proboszczem. Chłopski antyklerykalizm, paradoksalnie powiązany z głęboką religijnością, był przecież wtedy charakterystyczny dla mieszkańców galicyjskich wsi.

„Wiciarz” jako patron dzisiejszej prawicy? To burzy jednoznaczność przesłania. Ale nawet jeśli to fakty – tym gorzej dla nich…

Mądry głos biskupów

Roztropnie zabrzmiał w tym sporze głos polskich biskupów. Najpierw wypowiedział się kard. Kazimierz Nycz. – Pamiętajmy, abyśmy nie próbowali beatyfikować takiego czy innego narodu, bo jest przy tej okazji pokusa, by trochę ugrać swoje – mówił na konferencji „Rodzina Ulmów – świadectwo i testament”, tej samej, podczas której prof. Żaryn kreował mit polskiego bohaterstwa jako normy.

Największym zagrożeniem dla dobrej pamięci o Ulmach jest dążenie do ich zawłaszczenia. A przecież, dla przykładu, Józef był działaczem ruchu ludowego, a nie prawicowcem. Polityczne zaangażowanie Ulmy doprowadziło nawet do jego publicznego konfliktu z markowskim proboszczem

Paweł Stachowiak

Najważniejszym i najbardziej przemyślanym świadectwem postawy umiaru, która ma tworzyć „wspólnotę pamięci”, zdaje się list pasterski Konferencji Episkopatu Polski dotyczący beatyfikacji Józefa i Wiktorii Ulmów i ich siedmiorga dzieci. Uderza w tym dokumencie unikanie jakiejkolwiek narracji narodowej. Biskupi wspominają, że ratowani byli Żydami, ale ani razu nie podkreślają polskości Ulmów. Ich bohaterstwo jest ujmowane jako przejaw uniwersalnej miłości bliźniego, motywowanej ewangelicznie, gdzie „nie ma Greka ani Żyda”. To wyraźna polemika z tymi, którzy pragnęliby za sprawą Ulmów „beatyfikować naród”, po raz kolejny zespolić polskość z katolicyzmem, nie dla dobra wiary przecież, ale w interesie narodowej megalomanii.

Biskupi pragną natomiast uczynić Ulmów patronami chrześcijańskich rodzin. „Życie Czcigodnych Sług Bożych Józefa i Wiktorii składało się z niezliczonych ofiar i uczynków miłości dnia codziennego. Owocem przyjęcia tego stylu życia stała się heroiczna decyzja pomocy skazanym na zagładę Żydom. Józef i Wiktoria Ulmowie ukazują przede wszystkim piękno i wartość małżeństwa opartego na Chrystusie, gdzie Boża łaska jest fundamentem wszystkiego. Ich miłość realizowana w codzienności może również motywować do otwartości na życie oraz do wzięcia odpowiedzialności za wychowanie młodego pokolenia. Heroiczna postawa miłości wobec bliźnich, powinna pobudzać nas do życia nie tyle dla własnej wygody czy chęci posiadania, ale do życia będącego darem siebie dla innych”.

Wesprzyj Więź

A zatem nie symbol bohaterstwa narodu, nie argument w polemice przeciw komukolwiek, co najwyżej apologia chrześcijańskiego modelu rodziny. Jaki efekt to przyniesie? Trudno mieć złudzenia: obrażą się pewnie wszyscy. Jedni powiedzą, że biskupi zdradzili ideę obrony „dobrego imienia Polaków”, drudzy, że zaprzęgli Ulmów w rydwan polityki antyaborcyjnej, że próbują bronić patriarchalnego modelu rodziny.

Ale ostatecznie to chyba dobrze, wszak Kościół powinien być „znakiem, któremu sprzeciwiać się będą”, a nie sojusznikiem jednej opcji politycznej. Może dzięki takiej postawie uda się jednak uniknąć „prywatyzacji” pamięci o Ulmach. Tacy bohaterowie czystej wody jak oni nie mogą stać się zakładnikami polityki pamięci.

Więź.pl o rodzinie Ulmów:

Paweł Stachowiak
ur. 1965. Historyk i politolog, dr hab., wykłada na Wydziale Nauk Politycznych i Dziennikarstwa Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Zajmuje się najnowszą historią Polski, problemami pamięci zbiorowej i polityki pamięci, a także funkcjonowaniem Kościoła w życiu publicznym. Członek Klubu „Tygodnika Powszechnego” w Poznaniu.