Paweł Przeciszewski - wywiad z protodiakonem prof. dr nauk Andrejem Kurajewem, teologiem, duchownym-dysydentem

prof. dr nauk Andrej Kurajew

prof. dr nauk Andrej Kurajew

Źródło: Paweł Przeciszewski

Wywiad z protodiakonem prof. dr nauk Andrejem Kurajewem, teologiem, duchownym-dysydentem, usuniętym ze stanu duchownego przez patriarchę moskiewskiego Cyryla. Zwrócił się on z prośbą o przyjęcie przez patriarchę ekumenicznego Bartłomieja do jurysdykcji Patriarchatu Konstantynopolitańskiego.
Na wiosnę bieżącego roku emigrował i zamieszkał w Pradze, gdzie prowadzi wykłady m.in. na miejscowym Uniwersytecie im. króla Karola IV.

P.P. - Proszę Ojca Profesora o ocenę postępowania patriarchy Cyryla. Na ile jego polityka godzi w samą istotę misji Kościoła?
A.K. - Można zapomnieć o jego imieniu, bo nie jest ważne, jak nazywa się ten konkretny patriarcha moskiewski. W tym wypadku działa żywy stygmat, wielowiekowa matryca kulturowa, które można określić jako charakter prawosławny.
Kultura to przede wszystkim zbiór scenariuszy kulturowych określających zachowanie człowieka w typowych sytuacjach. Kultury różnią się między sobą, na przykład tym: w jaki sposób przyjęte jest w nich bawić się z niemowlęciem. Tym jak chłopcy biją się między sobą. Na Kaukazie jest całkiem inna kultura niż w Europie. Scenariusze kulturowe to zawierają również kulturę okazywania zainteresowanie dziewczynie, pracy, odpoczynku, kulturę chorowania, kulturę umierania...
Prawosławie to potężna dawna, ponadnarodowa kultura, licząca sobie wiele wieków, w którą wpisano, wdrukowano, setki różnych scenariuszy określających i regulujących stosunek do rządzących, stosunek do podwładnych, do kobiet, do dzieci, słowem bardzo dużo różnych spraw i sytuacji.
Istnieją również kulturowe scenariusze prowadzenia wojny i scenariusze określające relacje między liderem Kościoła i liderem państwa.
Ważne jest jednak nie tyle to, co zostało zapisane w księgach, ale to co żyje własnym życiem i „rodzi miliony egzemplarzy” stających się precedensami. Świat prawosławia, to z punktu widzenia kulturologa to ogromna biblioteka, ogromny zasób elementów konstrukcyjnych lego, które można dowolnie złożyć wedle gustu. Można zebrać zarówno cały zestaw cytatów prawosławnych autorytetów, świętych występujących przeciwko wojnie, jak i takich w których opowiadali oni się za wojną. Zestaw cytatów opowiadających się za wojną stanowi dziś mainstream. Zestaw cytatów skierowanych przeciwko przemocy znajduje się w mniejszości, ma charakter niejako dysydencki, mimo ewidentnego faktu, że również pochodzi od świętych uznanych przez Kościół. W przeciągu ostatniego tysiąclecia znam tylko dwa przypadki kiedy zwierzchnik Kościoła wystąpił przeciwko gwałtom dokonywanym przez cesarza, cara. Pierwszym z nich jest patriarcha konstantynopolitański żyjący w wieku XIII, Arseniusz Autorejanos, którego oburzyło oślepienie, małoletniego legalnego następcy tronu bizantyjskiego Jana IV Watatzesa przez regenta Michała Paleologa. Drugim jest metropolita moskiewski, żyjący w wieku XVI, Filip Kołyczew, który odmówił carowi Iwanowi Groźnemu pobłogosławienia jego zbrodniczej wyprawy karnej na Nowogród Wielki. Postępowanie obu wymienionych hierarchów powinniśmy traktować jako cud. Oczekiwać następnego cudu można, ale nie wolno go żądać. Liczenie na to, że obecny patriarcha okaże się św. Filipem, metropolitą moskiewskim, albo św. Arseniuszem patriarchą ekumenicznym, to kuszenie Boga. Typowy patriarcha zachowuje się tak jak Cyryl Gundiajew.

P.P. - W warunkach wojny, która jak żadna dotychczasowych jest tak dobrze widoczna dla całego świata
A.K. - Ta wojna jest tak widoczna dlatego, że świat się zmienił, a elity rosyjskie nie zechciały się zmieniać. Dzieje się tak z powodu różnych prędkości rozwoju Europy i Rosji. Mówiąc z grubsza, Putin i Cyryl to ludzie roku 1914, ludzie minionego stulecia. Wtedy wszyscy Europejczycy w taki sposób reagowali: Hura, mamy wreszcie wojnę, wreszcie nasza prawda zatriumfuje! Przywrócimy sobie wreszcie nasze dawne prowincje itd.! Dziś w Europie nie jest już przyjęte reagowanie w taki sposób, a Rosjanie okazali się takimi „starowierami” Europy.

P.P. - Proszę Ojca o parę słów charakteryzujących obecny rzeczywisty stan Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego: jego autorytet w społeczeństwie rosyjskim, poziom praktyk, powołania itp.
A.K. - Proszę o możliwość dokończenia mojej myśli. Bardzo bym chciał aby oburzając się działaniami Kremla, ludzie, również w Polsce, zechcieli popatrzeć w lustro. Widzę bowiem, na przykład w facebooku, analogiczne marzenia u ludzi z różnych krajów o Wielkiej Mołdawii, Wielkiej Polsce, Wielkiej Ukrainie, która powinna sięgać do Kaukazu. Wielkiej Serbii, Wielkiej Bułgarii. Wszystko to żyje, ale w Europie jest wola polityczna, widoczna już po naradzie w Helsinkach, która miała miejsce w roku 1977. Jej hasło brzmi: Mamy stać tam, gdzie teraz stoimy. Nie będziemy budzić dawnych potworów kontynuacją dawnych sporów. W przeciwnym wypadku stanie się to, co dzieje się teraz na Ukrainie.
Moskwa postanowiła odstąpić od tego tabu. W tym problemy. Przepraszam za moją chrześcijańską banalność. Taka pokusa żyje w każdym z nas i trzeba umieć ją tłumić i walczyć z nią. Jest to pokusa szalenie groźna dla nas wszystkim. Proszę spróbować dostrzec w Putinie i Cyrylu braci, którzy poddali się takiej pokusie. To straszne, bo oni dokonują przestępstw, ale jest to grzech, który leży obok każdego z nas.

P.P. - Czasami człowiekowi przychodzi taka myśl do głowy, a Ojciec wypowiedział ją wprost, ale proszę jeszcze powiedzieć o Rosyjskim Kościele Prawosławnym, czy obniżył się jego autorytecie w społeczeństwie, poziom praktyk religijnych, powołania, co można pokrótce powiedzieć na ten temat.
A.K. - Myślę że liczba powołań zmniejsza się w całym świecie chrześcijańskim, zaczyna się już proces redukcji liczby seminariów duchownych. Obecnie, w Rosji, nie występują żadne ostre przełomy. Czas wojny zawsze sprzyja wzrostowi religijności. W danym przypadku zachodzi jednocześnie szereg procesów, jeden z nich jest naprawdę ważny, jest nim rodzenie się religii obywatelskiej Rosji. Prawosławie staje się najwyżej jej częścią. Najważniejszy w niej jest kult zwycięstwa, jedność narodu, wierność wodzowi, a obowiązkiem każdego człowieka jest modlitwa za wojsko i jego zwycięstwo. Jej dogmaty są z wielką mocą wtłaczane do głów naszego ludu i równie wielką chęcią przyjmowane przez ludzi, nawet przez duchownych.
Powiedziałem wcześniej, że prawosławie to bardzo skomplikowany aglomerat. Obecna propaganda, ta państwowa propaganda wojny, w wielu aspektach, była przygotowana przez nauczanie kościelne lat dziewięćdziesiątych. Zarówno przez kazania, jak i dyskusje wewnątrzkościelne. Nie można powiedzieć, że Cerkiew zachowała postawę bierną, tak jak miało to miejsce w czasach radzieckich. Wtedy komunistyczne władze państwowe wciągały Kościół, zmuszały go do uczestnictwa w swojej polityce.
Dzisiaj jest całkiem inaczej. To nauczanie kościelne rozpalało nienawiść i wojnę w ciągu ostatnich trzydziestu lat, obecne dziś resentymenty wyszły z korytarzy kościelnych. Dlatego całe to zło jest dobrze przyjmowane w Kościele. Refleksja moralna została wyłączona, zawsze mięliśmy rację i dziś ją mamy. Dlatego tylko bardzo bolesna klęska, taka klęska, której propaganda nie będzie w stanie zreinterpretować, może cokolwiek uleczyć. W tym planie mam nadzieję, że coś będzie, że Bóg nie pozostawi Rosji.
Przepraszam, dam taki przykład, może pamięta Pan amerykański serial „Gra o tron” (ang. Game of Thrones). Jest tam epizod, kiedy Wielki Wróbel przymusza królową do pójścia drogą hańby. Nie wykluczone, że Pan Bóg postawił dziś Rosję na takiej drodze, z nadzieją, że ona cokolwiek zrozumie. Królowa w „Grze o tron” nie zrozumiała niczego. Pozostała taka jaką była wcześniej, a nawet potem stała się jeszcze bardziej złą. Może z Rosją będzie inaczej. Mam nadzieję.
W tym sensie mnie nawet bardziej niepokoi przyszłość Ukrainy. Zakładam, że Ukraina zwycięży i w takim przypadku niepokoi mnie jej przyszłość. Dlatego, że jedynie klęski czegoś uczą. Szczególnie w sensie moralnym. Zwycięstwo odniesione drogą orężną kanonizuje militarystyczne nauczanie epoki wojny. W tym sensie Ukraina stanie się częścią Europy ze świadomością całkowicie niewspółczesną, nieeuropejską. Ze świadomością, że ogniem i mieczem można bronić swoich interesów i zwyciężać, a bohaterami są ci, którzy zabijają.

P.P. - a jak Ojciec widzi przyszłość prawosławia na Ukrainie?
A.K. - Nie mam wątpliwości, że będzie, naród ukraiński jest pobożny. Najprostszy wariant nastąpi wtedy, gdy to co dzisiaj samo siebie nazywa Ukraińskim Kościołem Prawosławnym metropolity Onufrego (Patriarchatu Moskiewskiego P.P.), ogłosi się jedynym prawdziwym Kościołem Prawosławnym w całym świecie. Niech odejdą i od Moskwy, i od Greków, oznajmiając, że tylko oni są jedynym prawdziwym Kościołem. Zajdzie „ormianizacja” przekształcenie światowej religii w plemienną. Być może, że jest to możliwy wariant. W każdym razie takie rozwiązanie byłby najbardziej wygodne dla episkopatu tego Kościoła.

P.P. - A jak Ojciec ocenia Kościół Prawosławny Ukrainy (autokefaliczny P.P.) i jego przyszłość?
A.K. - Oni, spoglądając na nich z wielu punktów widzenia, są zbyt młodzi. Ocenię ich cytatem z Aleksandra Gribojedowa1: „I żyć się kwapi, i czuć się spieszy”. (w oryginale: И жить торопится и чувствовать спешит), którego sens można oddać słowami „zbyt prędko i od razu chce się wszystkiego” i dlatego oni sami plączą się w swoich ambicjach i szatach biskupich. Patriarcha Filaret Denisenko, nie poparł odbierania świątyń od Cerkwi metropolity Onufrego., bez względu na to, kto to robi, zajmując pozycję neutralną wobec ostrych kłótni międzykonfesyjnych.

P.P. - Metropolita Filaret, on przecież faktycznie znalazł się na emeryturze
A.K. On posiada swoją własną jurysdykcję. Wprawdzie niewielką, ale ona istnieje.

P.P. - Dla mnie osobiście nie jest normalne, że spotykamy się z Ojcem tutaj, w mieszkaniu biskupa Michała Janochy, a nie u prawosławnego metropolity Sawy Hrycuniaka. To, że Ojciec został zmuszony do przejścia pod jurysdykcję patriarchy Konstantynopola Bartłomieja, a polski Kościół prawosławny uznaje Ojca za pozbawionego święceń i odłączonego od ołtarza.
A.K. A cóż można było zrobić?

P.P. - Jak Ojciec ocenia politykę wschodnią papieża Franciszka i jego stosunek do wojny na Ukrainie?
A.K. - Ja teraz zwyczajnie nie widzę jakiejkolwiek jego polityki. Watykan, tradycyjnie, stara się i dziś uprawiać politykę maksymalnie niezauważalną i nikomu nie narzucać się. Używa słów na wysokim poziomie uogólnienia, które w istocie nie mogą nikogo ani natchnąć, ani powstrzymać.

P.P. - A jak Ojciec odnosi się do ukraińskich grekokatolików?
A.K. - Prawie nie mam kontaktów z nimi. Utkwił mi jednak w pamięci bardzo ciekawy epizod z mojego życia. Gdzieś na początku lat dwutysięcznych, miałem wykład na Uniwersytecie Katolickim albo w Akademii we Lwowie, dziś już dokładnie nie pamiętam gdzie. W trakcie mojego wykładu zadałem pytanie, zarówno profesorom i wykładowcom, jak i studentom Uniwersytetu, co dla nich oznacza bycie grekokatolikiem. Odpowiedzi były bardzo ciekawe. Studenci odpowiadali: - Rosjanie mają swoją religię prawosławną, Polacy katolicyzm, a nam Ukraińcom potrzebna jest własna religia i z tego powodu jesteśmy grekokatolikami. Grekokatolicyzm nie jest ani polski, ani moskiewski. Profesorowie odpowiadali: Rosjanie mają prawosławie, Polacy katolicyzm, a my jesteśmy grekokatolikami dlatego, że chcemy zjednoczyć i jedno, i drugie. Studenci widzieli w tym znak podziału, a profesura znak zjednoczenia.

P.P. - Profesorowie wyrażali cele misji ich Kościoła zgodnie z tym, jak sformułował je metropolita Andrzej Szeptycki. To wspaniale. Zauważając zmęczenie i złe samopoczucie Ojca, chciałem zadać już ostatnie pytanie, nieco rytualne, o perspektywy dialogu katolicko – prawosławnego. Czy zdaniem Ojca można dziś w ogóle mówić, że odbywa się taki dialog?
A.K. - Na pewno nie jest pytanie do mnie, dlatego, że mnie dziś nie interesują tematy czysto teologiczne. Uważam je za mocno zdewaluowane tym, że w Rosji, w praktyce teologia moralna została zanegowana. Szekspirowski Hamlet kiedyś powiedział: mimo że jestem obłąkany, umiem jeszcze odróżnić bociana od orła. Ptaka spokojnego od drapieżnika, czyli agresję od obrony. Prawosławna teologia w Rosji okazała się niezdolna do tego, aby rozwiązać to proste zadanie. Na tym tle trudno przypuszczać, że ich rozważania o Trójcy św. będą czymś genialnym, ciekawym, twórczym. Oczekiwanie tego od nich byłoby bardzo dziwne. Jaki dialog? Współpraca w sprawach dobrych? Czy jesteście do tego zdolni? Pokażcie to we własnym domu, robiąc w nim coś dobrego. Przekażcie słowo pokoju zamiast szerzenia wojny.
Dialog oczywiście może być kontynuowany, tak jak toczył on się w ostatnich dziesięcioleciach. Przyszli, napili się kawy, objęli się starzy znajomi, którzy w różnych miastach, przez dziesiątki lat spotykają się na podobnych konferencjach dzieląc się plotkami o swoich biskupach. Podpisali dokumenty, które nikogo do niczego nie zobowiązują i w istocie niczego nie zmieniają.

P.P. - Tak jak na naszym polskim podwórku. - Wspólne orędzie biskupów Polski i Rosji do obu naszych narodów…
A.K. - Wspaniałe. Cyryl na Zamku Królewskim w Warszawie. Wspólne orędzie z Prymasem Polski. Jak to pięknie... I co z tego? A na przekór - Cyryl od czasu podpisania orędzia bezustannie powtarza – Ach, Polacy na Kremlu. To dla niego główna stronica rosyjskiej historii.

P.P. - To tak, jak byśmy ciągle wspominali potop szwedzki. Szwedzi jednak nie zdobyli Jasnej Góry. Ogromnie Ojcu dziękuję.