Krakowski wybuch nienawiści i przemocy wobec ocalonych z Zagłady z 1945

Po pogromie w Krakowie 1945

FOT. ŻYDOWSKI INSTYTUT HISTORYCZNY

Bogdan Białek (FB)

11 sierpnia 1945 roku, w czasie szabatu, miał miejsce pogrom ludności żydowskiej w Krakowie.

Po raz pierwszy publicznie upamiętniono krakowski wybuch nienawiści i przemocy wobec ocalonych z Zagłady z 1945 roku dopiero w 2015 roku.

Trzeba o tym akcie barbarzyństwa stale pamiętać, aż do końca świata.

11 sierpnia 1945 roku, w czasie szabatu, miał miejsce pogrom ludności żydowskiej w Krakowie.

Żydów modlących się w sobotni poranek w synagodze Kupa (pomiędzy ulicą Miodową i Warszauera) zaatakował tłum zgromadzony na pobliskim placu (Plac Nowy) zwanym Tandetą. Ataki rozprzestrzeniły się w ciągu dnia na pozostałe ulice Kazimierza.

Pretekstem do ataków miały być pogłoski o tym, że w synagodze znaleziono ciała i krew dzieci chrześcijańskich. Dowodów nie znaleziono, a sprawa okazała się prowokacją (której sprawców również jednoznacznie nie wskazano).

W wyniku zajść zginęła co najmniej jedna osoba (Róża Berger), a wiele zostało rannych, w tym kilka - bardzo ciężko.

Więcej:

Kim była śmiertelna ofiara pogromu Żydów w Krakowie 11 sierpnia 1945 roku?

Róża Berger miała wtedy 56 lat i była ocaloną z Zagłady, wraz ze swoją córką przeżyła pobyt w obozie Auschwitz-Birkenau. Gdy wróciły po wojnie do Krakowa zostały odszukane przez jej męża, który przeżył wojnę uciekając z transportu do obozu śmierci.
W czasie zajść antysemickich Róża została zabita, natomiast jej mąż Józef/Josef Berger, miał ocalić życie tylko dzięki temu, że ranny upadł na ziemię i udawał martwego.
Róża zginęła od strzałów 11 sierpnia 1945 r. o godz. 12.30, w mieszkaniu przy Pl. Wolnica 4.
Została pochowana na cmentarzu żydowskim przy ul. Miodowej.
Wkrótce po tych zdarzeniach mąż Róży Berger wyjechał z Krakowa i wyemigrował do USA, podążając za swoją córką i zięciem”.( info za portalem jewish. krakow)

Pogrom Żydów w Krakowie

Źródło: Muzeum Historii Żydów POLIN

dr Krzysztof Persak

11 sierpnia 1945 roku podczas nabożeństwa szabasowego tłum wdarł się do synagogi Kupa na krakowskim Kazimierzu. Modlących się Żydów pobito, synagogę zdemolowano, a później podpalono. Na sąsiednich ulicach atakowano i rabowano Żydów, dochodziło też do napaści na żydowskie mieszkania. Iskrą wywołującą pogrom była pogłoska o tym, że Żydzi mordują polskie dzieci.

Chociaż pogrom Żydów w Krakowie pozostaje w cieniu bardziej znanego krwawego pogromu kieleckiego z 1946 r., to oba akty antyżydowskiej agresji łączy strukturalne podobieństwo. I w Krakowie, i w Kielcach iskrą zapalną była plotka o popełnianych przez Żydów mordach rytualnych na polskich dzieciach. Wiara w ten datujący się jeszcze ze średniowiecza zabobon była wtedy w Polsce najzupełniej realna i rozpowszechniona. Powojenna, unowocześniona wersja legendy o krwi mówiła, że wycieńczeni Żydzi przetaczają sobie dla wzmocnienia krew chrześcijan.

Źródła archiwalne poświadczają pojawienie się plotek o mordzie rytualnym w wielu miejscach kraju. W 1945 r. oskarżenia, a nawet antyżydowskie wystąpienia na tym tle, odnotowano również w Rzeszowie, Tarnowie, Chełmie, Przemyślu, Miechowie, Częstochowie, Radomiu, Lublinie, Płocku, a także w Krakowie 27 lipca.

Rewitalizacja wiary w mit mordu rytualnego była jednym z przejawów niechęci i wrogości do Żydów, jaką po wojnie okazywała znaczna część polskiego społeczeństwa. Przedwojenny antysemityzm został wzmocniony niemiecką propagandą i przykładem okupanta. Najistotniejsze, jak się wydaje, było jednak to, że „zniknięcie” Żydów z przestrzeni społecznej wielu Polaków – nawet jeśli potępiali niemieckie zbrodnie – przyjęło z satysfakcją.

Jedną z najtrafniejszych diagnoz tego nastawienia sformułował jeszcze w 1943 r., wysoki urzędnik Delegatury Rządu na Kraj Roman Knoll: „powrót Żydów do ich dawnych placówek i warsztatów jest zupełnie wykluczony, nawet w znacznie zmniejszonej ilości. Ludność nieżydowska pozajmowała miejsca Żydów w miastach i miasteczkach i jest to w wielkiej części Polski zmiana zasadnicza, która nosi charakter ostateczny. Powrót Żydów w masie odczuty byłby przez ludność nie jako restytucja, ale jako inwazja, przeciwko której broniłaby się ona nawet drogą fizyczną”. Słowa te, napisane w momencie gdy niemal wszyscy Żydzi polscy zostali już wymordowani, a na dwa lata przed pogromem krakowskim, brzmią jak antycypacja powojennej agresji wobec Żydów.

W tej sytuacji powrót ocalałych Żydów, których w sierpniu 1945 r. było w Polsce zaledwie 50-60 tysięcy, przyjmowany był często z niechęcią. Mnożyły się akty wrogości i złego traktowania Żydów (m.in. lokalne uchwały o wysiedleniu Żydów, antysemickie ulotki), napaści, a nawet zabójstwa. Nasilenie antyżydowskiej przemocy miało miejsce latem 1945 r., co korelowało z apogeum działalności antykomunistycznego podziemia. Dodatkowym czynnikiem wzmacniającym antysemickie nastroje była rewitalizacja mitu żydokomuny wraz z objęciem władzy przez prosowieckich komunistów.

Dopiero na tle tej wybuchowej atmosfery zrozumieć można genezę pogromu w Krakowie, gdzie w tym czasie żyło kilka tysięcy Żydów (w całym województwie: 6,5 tys.).

W sprawozdaniu za czerwiec 1945 r. wojewoda krakowski pisał: „wystarczy, by zaszedł jakiś najzupełniej błahy incydent lub by się pojawiła najbardziej nieprawdopodobna plotka, ażeby wywołać poważne ekscesy. Sprawa stosunku społeczeństwa do Żydów stanowi poważny problem”. 27 lipca milicja zatrzymała kobietę podejrzaną o porwanie dziecka. Okazało się była to jego opiekunka, ale po mieście rozniosła się uporczywa wieść, że Żydzi porywają i mordują polskie dzieci „na macę”.

Cotygodniowym szabasowym modłom w synagodze Kupa przy ul. Miodowej 27 towarzyszyły akty agresji ze strony polskich chuliganów: obrzucanie bóżnicy kamieniami, wybijanie szyb, wrogie okrzyki, obelgi, próby wtargnięcia do wewnątrz. Taka sytuacja miała też miejsce w sobotę 11 sierpnia.

To, jak doszło do wybuchu pogromu, dobrze wyjaśnia relacja jednego z poszkodowanych: „Ja byłem w bożnicy, gdzie odbywało się nabożeństwo. Około godziny 10.30 ktoś wrzucił do nas kamienie. Na to wyszedł jeden z modlących się żołnierzy-Żydów i odpędził jakichś chłopców. Za drugim razem, około godz. 11.15, znowu jacyś chłopcy obrzucili modlących się kamieniami. Na to żołnierze i dozorca bożnicy złapali chłopaka, wciągneli go do bożnicy i dostał po siedzeniu. On wyrwał się i uciekł. Wtedy zaczęły się krzyki i atak na bożnicę”. Wedle innego przekazu chłopiec sam wdarł się do bóżnicy.

Nastoletni harcerz, wybiegł z synagogi z krzykiem, że Żydzi chcieli go zamordować i że wewnątrz widział ciała innych pomordowanych dzieci. Makabryczne wieści zaczęły się rozprzestrzeniać z szybkością pożaru, trafiając też na pobliskie targowisko. Agresywny, kilkutysięczny tłum zaatakował synagogę i znajdujące się po sąsiedzku schronisko żydowskie. Bóżnica została zdemolowana, zniszczono zwoje Tory i księgi religijne, Żydów wywlekano na ulicę i bito. Agresja przeniosła się na przyległe ulice: napadano na żydowskich przechodniów, bito ich i ograbiano. Grupy sprawców napadały też na żydowskie mieszkania.

Rolę prowodyrów przemocy odegrali będący w tłumie umundurowani milicjanci i żołnierze – ich obecność zdawała się legitymizować przemoc wobec Żydów. Jak zeznał jeden z najaktywniejszych uczestników pogromu, nawiasem mówiąc zatrudniony jako dozorca żydowskiego schroniska: „Wszyscy mówili, że Żydzi mordowali dzieci. Ja jeszcze do tego widziałem, że żołnierze łapią przede wszystkim Żydów, tak we mnie wzbudziła się dawna nienawiść do Żydów i po prostu ulżyłem sobie”.

Narastała zbiorowa psychoza i nastrój histerii; wznoszono mordercze okrzyki pod adresem Żydów. Po południu doszło do podpalenia synagogi. Kiedy rozległy się strzały – zapewne strzelali milicjanci – podniosły się głosy, że to Żydzi mordują Polaków. Uczestnicy pogromu mniej lub bardziej świadomie powielali wzorce zachowania z okresu okupacji: wyszukiwanie ukrywających się Żydów, legitymowanie „podejrzanych” o żydowskość przechodniów, by w dokumentach sprawdzić wyznanie, a nawet ściąganie mężczyznom spodni. Z wrogością spotkali się też ranni Żydzi umieszczeni w szpitalu.

Zamieszki zostały opanowane dopiero wieczorem przez ściągnięty na miejsce batalion Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, lecz atmosfera nadal pozostawała napięta. Plądrowanie synagogi miało miejsce jeszcze następnego dnia, a pogrom krakowski przyczynił się do dalszego rozpowszechnienia pogłosek o mordzie rytualnym. Władze zatrzymały kilkudziesięciu uczestników pogromu. Ostatecznie krakowski sąd wojskowy skazał 14 osób na kary od 1 do 7 lat więzienia.

Nie wiadomo ilu Żydów zostało zabitych podczas pogromu krakowskiego. Dokumenty archiwalne potwierdzają z pewnością śmierć jednej osoby, Róży Berger, lecz na fotografiach z pogrzebu ofiar widać pięć trumien.

Autor: dr Krzysztof Persak